"Miał zmienioną tożsamość, wynajęty luksusowy apartament, limuzyny i oszałamiająco dużo pieniędzy z tajnego funduszu CBA. Do jednego tylko agent Tomek nie mógł się posunąć - nie wolno mu było uprawiać seksu. I nie tylko dlatego, że prawo mu tego zabrania. W kulminacyjnym momencie musiałby pokazać Sawickiej mikrofony, które nagrywały ich schadzki!" - czytamy na stronach "Fakt.pl". A poza tym, jak zauważa "Fakt", "zdobyte przez agenta dowody na przestępczą działalność kobiety, byłyby już nieważne". Prawnicy nazywają to, cokolwiek poetycko, "zakazem spożywania owoców z zatrutego drzewa". I właśnie dlatego do niczego nie doszło."Fakt" cytuje obrońcę Sawickiej, mec. Jacka Dubois", ktory opowiadał, że "Sawicka i agent do godziny 4 nad ranem pili wino, tańczyli, śpiewali i szeptali sobie czułe słówka. O brzasku poszli na plażę. Ale agent w ostatniej chwili uciekł, zostawiając Sawicką samą na wydmach. - Przepraszam, za dużo wypiłem... Nie mogę. Musze iść do hotelu - usprawiedliwiał męską niemoc agent Tomek. - Uciekł w ostatniej chwili".