- Wszystko działo się na kilka dni przez Bożym Narodzeniem - opowiada serwisowi Wroclaw24.net Beata Baczmańska, jedna z mieszkanek kamienicy. - Płomienie pojawiły się nagle, prawdopodobnie w wyniku spięcia instalacji elektrycznej. Strażakom udało się uratować mieszkania, jednak pożar zniszczył klatkę schodową. Wspaniały prezent na święta - dodaje. Po płomieniach - wilgoć Kamienica przy ulicy Średzkiej jest pierwszą, jaką widzimy wjeżdżając na Leśnicę. Należący do miasta budynek nie sprawia złego wrażenia. Aby go jednak lepiej poznać, wystarczy zaglądnąć na podwórko bądź wejść do środka. Podobnie jak w przypadku wielu innych budynków komunalnych, również i tutaj trafimy na sypiącą się elewację, brak placu zabaw, walające się szkło. - Administracja nie chce nam pomóc. Dzieciakom na podwórku wysypali tylko żwir, który w upale zamienia się w kurz, zaś podczas deszczu - w błoto - mówi z żalem pani Gosia, jedna z lokatorek. - Do tego od ośmiu miesięcy męczymy się ze zniszczoną podczas pożaru klatką schodową, zagrzybiałą, pełną wilgoci, ze stropem, który w każdej chwili może się zawalić. Nie należymy do ludzi majętnych, mamy swoje problemy, ale chcielibyśmy żyć w normalnych warunkach. Tymczasem ta kamienica codziennie stwarza zagrożenie - dodaje z żalem Beata Baczmańska. Pieniędzy brak Administracja odpowiedzialna za budynek nie przeprowadziła w nim remontu, koniecznego po pożarze. Urzędnicy ósmy miesiąc powtarzają, że nie ma na to pieniędzy. - Nieustannie słyszymy, że firma, w której kamienica została ubezpieczona, nie przekazała jeszcze pieniędzy na jej remont - opowiada Beata Baczmańska. - Dochodzą do nas również informacje, że budynek w przyszłości ma zostać rozebrany - w jego miejscu stanąć ma pętla autobusowa. Mamy dość życia w tej niepewności. Niebezpiecznie w środku, fatalnie na zewnątrz Interwencji wymaga stan kontenerów na śmieci, za które również odpowiedzialna jest administracja. - Niedaleko swój sklep ma cukiernik - opowiada nam jedna z lokatorek. - W każdą niedzielę właściciel zakładu pozbywa się wszelkich półproduktów spożywczych, wysypując je do naszych, nieodpowiednio zabezpieczonych kontenerów. W ten sposób w odległości dwóch metrów od piaskownicy gromadzi się robactwo i osy, a na całym podwórku panuje wielki smród. Staraliśmy się zająć tą sprawą, jednak bez żadnych rezultatów - mówią mieszkańcy. - Mamy wrażenie, że nikomu nie zależy na tym, aby nam pomóc.