Mężczyzna zmarł w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Od 22 grudnia lekarze walczyli o jego życie, po tym jak siła wybuchu wyrzuciła go wraz z jedną ze ścian z mieszkania na trzecim piętrze. Mężczyzna miał spalone 70 procent powierzchni ciała. Potężna eksplozja w jego mieszkaniu pozbawiła dachu nad głowa 15 rodzin. Trzy z nich mieszkają obecnie w lokalach zastępczych. Pozostałe osoby znalazły schronienie u rodzin. Nieprędko wrócą do swoich mieszkań, które wymagają remontu. Lokale zostały zabezpieczone, ale z gruntownym remontem trzeba poczekać na koniec zimy. To oznacza, że do swoich domów będę mogli wprowadzić się z powrotem na wiosnę. Remont zostanie przeprowadzony na koszt spółdzielni mieszkaniowej, która była ubezpieczona. Świadkowie o eksplozji: Wielki huk i lecące okna - Akurat wracałem ze sklepu, zdążyłem się z sąsiadem przywitać, zaczęliśmy składać sobie życzenia świąteczne i nagle usłyszałem wielki huk. Po chwili włączyły się wszystkie alarmy samochodowe - mówił reporterce radia RMF FM jeden ze świadków eksplozji. - Zobaczyłem tylko lecące okna. Gdybym wszedł minutę później, to bym tymi oknami prawdopodobnie dostał - dodaje. - Grzmotnęło, huknęło, balkon wywaliło i to wszystko. Kurtka na grzbiet i uciekliśmy z domu - relacjonował inny.