Prażąca się w upale planeta i globalne ocieplenie - to już nieaktualna teoria. Mamy coraz więcej dowodów na to, że będzie wręcz przeciwnie. Zimy staną się coraz ostrzejsze i coraz dłuższe, aż w końcu ruszy lodowiec. Pod jego powierzchnią znajdzie się Europa Północna a także Polska. Lądolód oprze się prawdopodobnie na Karpatach, a na południu Europy będą panowały takie warunki jak teraz na północy Skandynawii. Nie jest to niestety odległa przyszłość. Początek epoki lodowcowej może zacząć się jeszcze za życia naszego pokolenia. Nasi potomkowie za 100 czy 200 lat będą musieli emigrować do Afryki, na tereny gdzie będzie można w miarę normalnie żyć. Żyjemy w epoce lodowcowej - Musimy na początek zdać sobie sprawę, że tak naprawdę od kilku milionów lat żyjemy w glacjale czyli epoce lodowcowej - mówi dr Paweł Rudawy z Instytutu Astronomii Uniwersytetu Wrocławskiego. - Lodowce w górach, zamarznięte bieguny - to nie jest normalny stan naszej planety, biorąc pod uwagę jej około czteromiliardowy rodowód. Ostatnie kilka milionów lat to okres naprzemiennych ochłodzeń i ociepleń klimatu. Lodowce albo przesuwają się na południe, albo cofają na północ. Teraz żyjemy w okresie tzw. interglacjału, czyli okresu cieplejszego, który niestety się kończy. Okres cieplejszy, czyli interglacjał trwa średnio 10 tysięcy lat. Ostatnie zlodowacenie na terenie Polski skończyło się ponad 11 tysięcy lat temu. - Z punktu widzenia statystyki epoka lodowcowa już się nieco spóźnia, choć taka nieregularność mieści się jeszcze w granicach normy - mówi dr Witold Gawroński, klimatolog z Polskiej Akademii Nauk. - Zlodowacenia nie było już tak długo, że trzeba się go lada chwila spodziewać - to wynika z obserwacji sinusoidalnego charakteru tego procesu. Najpierw ciepło, potem zimno Skąd się jednak wzięła dyskusja na temat zagrażającego nam globalnego ocieplenia? Wielu naukowców mogło się pomylić biorąc ostatnie ocieplanie się klimatu za stałą tendencję. Paradoksalnie bowiem - epokę lodowcową poprzedza chwilowe (w trwającej setki milionów lat skali geologicznej) ocieplenie. Wiemy to dzięki... drzewom. - W tej kwestii przyszła z pomocą dość nowa gałąź nauki zwana dendrochronologią - mówi dr Paweł Rudawy. - Badając słoje skamieniałych drzew, które rosły przed poprzednimi epokami lodowcowymi i "załapały" się na globalne ochłodzenie można wyciągnąć ciekawe wnioski. Tuż przed zlodowaceniem słoje są szersze i wyraźniejsze. To jest dowód na to, że drzewa miały wtedy bardzo dobre warunki do rozwoju - było cieplej, wilgotniej i bardziej słonecznie. Potem, nagle w ciągu kilkunastu lat, warunki się pogarszały, powodując w końcu wymieranie całych lasów. W ten sposób glacjał niejako rekompensuje następujący później okres lodowego wyjałowienia i ogarniającego wszystko mrozu. Słoneczne osłabienie Dlaczego to się w ogóle dzieje? Odpowiedź jest prosta - winne jest Słońce. - Na Ziemi robi się zimno ponieważ na wiele tysięcy lat spada aktywność słoneczna - mówi dr Paweł Rudawy. - Na powierzchni naszej gwiazdy jest wtedy mniej wybuchów, mniej energii jest wypromieniowywanej w kosmos, słońce po prostu zaczyna słabiej grzać. Długotrwały spadek aktywności Słońca zapowiadają krótsze okresy stagnacji gwiazdy, z którymi mieliśmy już do czynienia! Słońce dało już nam kilka sygnałów, że zbliża się spadek jego aktywności. Na przełomie XVI i XVII wieku aktywność gwiazdy była przez około 100 lat bardzo niska. Mieliśmy wtedy do czynienia z ostrymi i długimi zimami. Przez kilkadziesiąt lat zamarzał cały Bałtyk. Lód był tak gruby, a proces powtarzał się na tyle regularnie, że podczas zimy przejeżdżano saniami przez morze z Polski do Szwecji. Na środku Bałtyku stawiano nawet zajezdną karczmę, gdzie można było wymienić konie i posilić się! - Gdyby wtedy niska aktywność słoneczna utrzymała się choćby kilkanaście lat dłużej, to glacjał naszedłby już 300 lat temu - dodaje dr Paweł Rudawy. - Na szczęście okres Małego Glacjału skończył się przed upływem 100 lat. Następnym razem raczej już tak nie będzie. Następny raz Kiedy więc nastąpi następny raz? W zasadzie, to wiele wskazuje na to, że powoli już następuje. Przez ostatnich 60 lat mamy do czynienia z "falującym klimatem". Około 10-letnie okresy upałów występują na przemian z 10-letnimi okresami znacznego ochłodzenia. Lodowce w Alpach wcale się nie kurczą, tylko - jeszcze minimalnie - rozszerzają. Powiększa się lądolód na Biegunie Południowym, zima tam trwa zauważalnie dłużej. Wyjątek stanowi Biegun Północny - ale wyjątek potwierdza regułę. - To prawda, że na Biegunie Północnym zmniejsza się zasięg lodowca, pokrywa jest też cieńsza, ale akurat w tym przypadku powiązałbym to z działalnością człowieka - mówi dr Witold Gawroński. - Emisja dwutlenku węgla oraz dziura ozonowa na północy powoduje, że lokalnie temperatury są tam nieco wyższe, co powoduje topnienie. Jak to wszystko będzie więc wyglądało? - Zimy będą coraz dłuższe, lodowce na szczytach gór zaczną schodzić niżej, średnie temperatury będą spadały, aż w końcu okaże się, że wchodząc na Śnieżkę i patrząc na północ będziemy widzieli bezkresną białą równinę - prognozuje dr Paweł Rudawy. Glacjaliści obwieszczają Nie tylko naukowcy są przekonani o zbliżającej się epoce lodowcowej. We Wrocławiu powstała grupa Glacjalistów, którzy wieszczą rychłe nadejście lodowca. Na razie traktują to jako zabawę, ale do swojej idei podchodzą całkiem poważnie. - Nie jesteśmy oczywiście żadnymi sekciarzami czy organizacją polityczną - mówi Paweł, jeden z założycieli Grupy Glacjalnej. - Jest to trochę pretekst do wspólnych wycieczek poza miasto pod jednym, integrującym wszystkich, sztandarem. Integrujący sztandar nie jest wcale przenośnią - wrocławscy Glacjaliści na swoje wycieczki zabierają flagę z napisem - a jakże by inaczej - Glacjał. - Mamy sporo wiedzy na temat zmieniającego się klimatu, chodzimy po okolicy, jeździmy w góry, obserwujemy co się dzieje, gdy ktoś pyta o co nam chodzi z tą flagą - to opowiadamy, że nadchodzi ostra i długo zima - trochę z przymrużeniem oka, trochę na poważnie - dodaje Paweł. Konsekwencje Politycy i ekonomiści raczej z niechęcią odnoszą się do "lodowych rewelacji". Po pierwsze - nie wzbudzać paniki, to główny motyw ich nastawienia. Po drugie - proces zlodowacenia w naszym ujęciu czasowym, trochę jednak potrwa - od pierwszych symptomów, do poważnego problemu może minąć od 50 do 100 lat - dla polityka to cała wieczność. Warto się jednak zastanowić, jakie konsekwencje przyniesie nam zlodowacenie. - To może być porównywalne z wędrówką ludów w starożytności - mówi dr Wojciech Fabiański, socjolog. - Będzie na nas napierał lód z północy, więc trzeba będzie emigrować na południe. Łatwo sobie wyobrazić, co może się wtedy stać. Świat zachodu - z lepszymi rozwiązaniami technicznymi, bogatszy, lepiej uzbrojony dość łatwo będzie sobie wywalczał miejsce do życia w Północnej i Środkowej Afryce. Jak można się domyśleć - w sytuacji zagrożenia raczej nikt nie będzie respektował konwencji czy traktatów pokojowych. Jak to zawsze w toku ewolucji bywało - wygra najsilniejszy i najsprytniejszy. Być może warto już teraz pomyśleć o jakiejś działce budowlanej czy postawieniu domu gdzieś bardziej na południe od nas? Inwestycja będzie na pewno korzystna jeżeli nie dla nas, to dla naszych dzieci i wnuków. No chyba że zaczniemy się hartować i przyzwyczaić do nieustannego zimna. Robert Włodarek