Ta pasja zaczęła się na dobre po wyjściu z wojska. Razem z kolegami wybrał się kilka razy na skalne podboje. - Zobaczyłem jak ktoś się wspina i pomyślałem, dlaczego nie mogę i ja tego robić? Z każdym tygodniem czy miesiącem było coraz lepiej, poznałem tajniki niezbędne alpiniście - przyznaje A. Wołyniec. - Potem przyszło zmierzyć się z naprawdę wysokimi górami. Ma więc za sobą Masyw Blanka w Alpach, góry Austrii i Bawarii, był na Kaukazie i południowej Szwajcarii. Wdrapał się na Pik Lenia (7134 m n.p.m.), dobył też Kilimanjaro (5895). - Takie wyprawy do najtańszych nie należą, ale raz udało mi się wyruszyć do Szwajcarii i przeżyć za dwieście pięćdziesiąt złotych. Wysoko w górach, każdy musi liczyć na siebie, nie ma sklepów i wygodnych hoteli. Ale nie przeszkadza mi to i mógłbym tam zamieszkać - dodaje. Ziściło się też inne marzenie z dzieciństwa tego ząbkowiczanina. Razem z kolegą przez miesiąc przebywali w safari przy okazji zdobywając Mt Kenię (5200). Widzieli wtedy prawie wszystkie afrykańskie zwierzęta. Robiąc im zdjęcia z bliska, mieli strach w oczach. Artur Wołyniec chciałby jeszcze pojechać na gruzińską część Kaukazu i zakończył aktywne zdobywanie podniebnych szlaków na ziemi. Teraz bardziej celuje w stałą pracę, bo czas wreszcie się ustatkować. (il)