Z zewnątrz wygląda solidnie, ale ząb czasu wgryzł się już w wiele drewnianych zakamarków. - Trzeba wymienić dach, bo przecieka, odnowić całe ogrodzenie, wymienić kilkadziesiąt zmurszałych desek - wymienia Ryszard Antonowicz, który społecznie opiekuje się zabytkiem. - Na razie kręcą się tu fachowcy, a ja tnę gałęzie, żeby nie przeszkadzały. Zarząd Zieleni Miejskiej, który administruje całym Parkiem Szczytnickim, przygotowuje już projekt i ekspertyzę techniczną. Oprócz ogrodzenia i dachu zostanie zmodernizowana instalacja elektryczna i system odwadniania. Być może zostanie założony również monitoring. Widać już pierwsze przygotowania do remontu - niektóre deski zostały opisane kredą, teren wokół budowli jest oczyszczany z krzewów i korzeni. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem za rok kościółek będzie pachniał świeższym impregnatem. Zaczarowany zamek Kościół św. Jana Nepomucena powstał w XVI w. w Starym Koźlu na terenie obecnego województwa opolskiego. W ramach ratowania zabytków został przeniesiony do Parku Szczytnickiego w 1913 r. z inicjatywy wrocławskiego architekta Theo Effenberga. Był wówczas elementem Wystawy Sztuki Ogrodowej i Cmentarnej, która odbywała się w ramach Wystawy Stulecia. - Pamiętam, jak na niego pierwszy raz trafiłem będąc dzieckiem, jeszcze w latach 50-tych - wspomina wrocławianin Włodzimierz Kita. - Park Szczytnicki był wtedy zarośnięty jak las. Przedzierałem się przez chaszcze i stanąłem jak wryty. Było tak, jakbym odkrył jakiś zaczarowany zamek! Złodziejska dziupla Nie tylko dzieci doceniły jego fantastyczne właściwości. W 1957 roku wybrali go na kryjówkę złodzieje dzieł sztuki. Ukryli tam ukradzione z Muzeum Śląskiego, obecnie Muzeum Narodowego, obrazy m.in. Matejki, Gierymskiego i Kossaka. Złodzieje byli nieuchwytni jak duchy, choć doprowadzali ówczesną milicję do białej gorączki, publikując w gazetach żądania potężnego okupu. Dopiero w 1966 roku okazało się, że poszukiwane już w całej Polsce obrazy przez te wszystkie lata leżały... w kościółku, za ołtarzem, pod deską w podwójnym stropie. Przetrwały ponoć w całkiem w niezłym stanie. Jednak cudowne właściwości kościółka w pełni ujawniły się dopiero podczas powodzi w 1997 roku. Woda zalała pobliski Ogród Japoński, ale deski kościółka nawet nie stały w kałuży. Woda go ominęła - być może dlatego, że jego patronem jest św. Jan Nepomucen patron od rzek i powodzi. Pusta szopa? Obiekt jest wyjątkowy, jednak niewiele osób go zwiedza. Turyści chodzą na Pergolę, do Ogrodu Japońskiego, kościółek omijając łukiem. Niełatwo go zauważyć wśród wysokich drzew, nie ma żadnych drogowskazów. - No i środek bardzo rozczarowuje - mówi Milena, studentka pierwszego roku. - Pochodzę z opolszczyzny, takich kościółków nie ma tam wiele, ale w tych co zostały, wystrój jest o wiele bogatszy. W tym, oprócz pocztówek, nic nie ma. Do 1966 roku kościółek należał do parafii Matki Boskiej Pocieszenia z ulicy Wittiga. Odbywały się w nim nabożeństwa. Władze kościelne przekazały obiekt PTTK, zabierając jednocześnie cały jego sakralny wystrój. Obecnie środek przypominałby bardziej starą szopę, gdyby nie Ryszard Antonowicz. Ze swej małej emerytury kupuje święte obrazy i wiesza je w miejscu gdzie stał ołtarz. Dzieła sztuki to nie są, ale przynajmniej ożywiają wnętrze. - Niektórym taki surowy wystrój się bardzo podoba - chwali się Ryszard Antonowicz. - Wiele razy odbywały się tutaj śluby. Państwo młodzi wychodzili z kościółka jak zaczarowani! Robert Włodarek