Jeśli w ciągu dwóch miesięcy nikt nie upora się z kłopotem jak i gdzie przyjmować oraz odprawiać pasażerów, ludzie nie będą wiedzieć skąd z Wałbrzycha i dokąd będą odjeżdżać autobusy. Co dalej z dworcem? Była niedziela 20 lutego, siarczysty mróz i przenikliwy wiatr. Grupa pasażerów czekała na dworcu PKS na autobus relacji Kłodzko - Zgorzelec. Odjazd zaplanowany był na godz. 14:45. Niestety nic nie przyjechało. - Czekaliśmy cierpliwie, przytupując z zimna, mając zarazem nadzieję, że jednak autobus przyjedzie. Mijały kolejne minuty, ale tylko hulający wiatr było słychać i poza oczekującymi na przyjazd wozu, żywej duszy wokół - opowiada Aleksandra Mikuła z Jeleniej Góry. Nie było kogo spytać o przyczyny opóźnienia, nie było się gdzie schować, bo budynek poczekalni jest od dawna zamknięty na cztery spusty. - Byliśmy wściekli, zziębnięci, a autobus i tak nie przyjechał - dodaje mieszkanka Jeleniej Góry. Takie opowieści można mnożyć. Dotąd pasażerowie psioczyli, narzekali, tymczasem niedługo mogą zostać zupełnie na lodzie, bo w mieście nie będzie dworca PKS. 60 kursów rozproszonych? Firma, która kupiła przed rokiem majątek upadłego przedsiębiorstwa transportowego, tylko do końca maja zamierza przyjmować na swoim terenie przy Pl. Grunwaldzkim autobusy dalekobieżne. - Nie zamierzamy dalej świadczyć usług transportowych. W kwietniu wypowiemy umowy poszczególnym przewoźnikom, ostatniego dnia maja zamkniemy dworzec, na którego terenie chcemy postawić obiekt handlowy - tłumaczy Stanisław Nadkierniczny ze spółki JW Services, która jako właściciel terenu może zrobić z nim praktycznie wszystko. Zwłaszcza, że handel w tym miejscu jest zgodny z planem przestrzennego zagospodarowania miasta. Kłopot w tym, że dziś nie wiadomo gdzie mają podziać się przejeżdżające przez Wałbrzych autobusy PKS z innych miast Polski, a także pasażerowie. W dni robocze przez dworzec przewija się około 60 kursów, w niedzielę i święta jest ich o połowę mniej. Rozwiązania gorączkowo poszukują władze miasta i powiatu, ale nie jest to prosta sprawa. - W ubiegłym tygodniu o naszym zamiarze poinformowałem starostwo. Teraz ruch należy do lokalnego samorządu, który według mnie powinien zadbać o to, by wyznaczyć lokalizację dla przyszłego dworca - dodaje Stanisław Nadkierniczny. Zamiast dworca będą przystanki? Samorządowcy znają problem. Starosta Robert Ławski, mając świadomość społecznych skutków przewidywanej likwidacji istniejącego obecnie dworca autobusowego, zwrócił się na początku lutego tego roku do prezydenta Wałbrzycha, Piotra Kruczkowskiego z prośbą o informację, w jaki sposób gmina zamierza rozwiązać problem odprawy osób i bagażu. Do ubiegłego tygodnia nie wpłynęła żadna odpowiedź. - Mamy na oku kilka lokalizacji, gdzie mogłyby stawać autobusy dalekobieżne, ale za wcześnie jeszcze, żeby je ujawniać. Poszukujemy też partnera, z którym chcielibyśmy przeprowadzić rozmowy o dostosowaniu placu do potrzeb pasażerów i autobusów - mówi Ewa Frąckowiak, rzeczniczka wałbrzyskiego magistratu. Na przyszłym dworcu musiałyby stanąć wiaty, słupy z rozkładami jazdy, należałoby wydzielić perony, przeprowadzić drobne prace porządkowe. To wymaga czasu i pieniędzy, a nie widać nikogo, kto kwapiłby się z podjęciem podobnych inwestycji, zwłaszcza, że organizacja dalekobieżnego transportu zbiorowego nie należy do zadań własnych starostwa, a tym bardziej miasta. Powiat przejmie ten obowiązek dopiero od 2017 roku. - Dziś powiat jedynie wykonuje określone ustawami zadania publiczne o charakterze ponadgminnym w zakresie transportu zbiorowego. Jest to wydawanie licencji i zezwoleń - informuje Monika Bisek-Grąz, rzeczniczka wałbrzyskiego starostwa. Będzie zamieszanie Organem wydającym zezwolenia dla przewozów pasażerskich tzw. dalekobieżnych jest marszałek województwa, właściwy dla siedziby albo miejsca zamieszkania przedsiębiorcy. Czytaj przewoźnika, najczęściej PKS-u gdzieś w regionie Polski. Przewoźnik, jeśli zechce zatrzymywać się w danym miejscu, powinien to ustalić z zarządcą drogi (gmina, powiat, województwo) i wystąpić z wnioskiem o zezwolenie do odpowiedniego zarządcy jezdni. - Starostwo wydaje zgody na usługi transportowe, a zgodę na zatrzymanie się na danym przystanku tylko wówczas, kiedy on znajduje się w pasie drogi powiatowej - przypomina Monika Bisek-Grąz. Może więc dojść do sytuacji, w której autobusy różnych przewoźników zatrzymywać się będą w rozmaitych miejscach miasta (bo każdy zechce to robić w innym miejscu, gdzie jemy będzie wygodnie), a pasażerowie dosłownie zgłupieją natykając się na ten komunikacyjny galimatias. Bo trudno im będzie dowiedzieć się skąd i dokąd odjeżdżać mają interesujące ich autobusy. Tomasz Piasecki piasecki@nww.pl