Był przyjacielem matki chłopców. Kobieta zostawiła dzieci pod jego opieką, bo trafiła do szpitala, pobita przez niego. Od dawna stosował agresję wobec niej i dzieci. Istnieje także podejrzenie, że wykorzystywał je seksualnie. Kobieta nigdy nie wezwała policji. O tragedii, która od dawna rozgrywała się w domu Ewy Z. i jej dzieci policja dowiedziała się przypadkiem. Lekarz jednej z wałbrzyskich przychodni rejonowych powiadomił oficera dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu o tym, że do przychodni przyszła babcia z 11 - miesięcznym wnukiem, który posiada obrażenia ciała, mogące świadczyć o pobiciu. Według diagnozy lekarskiej, chłopiec miał złamaną lewą nóżkę. Ponadto miał zestarzałe złamanie kości lewej rączki oraz liczne siniaki. Chłopiec był wygłodzony, odwodniony i ogólnie zaniedbany. - Natychmiast po zgłoszeniu zajęliśmy się tą sprawą. Rozpoczęliśmy poszukiwania ukrywającego się mężczyzny, podejrzanego o pobicie dziecka. Efektem było zatrzymanie podejrzanego na jednej z ulic na terenie miasta - relacjonuje komisarz Anita Marzec z Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu. Bił, kopał i dusił Funkcjonariusze ustalili, że 38 - letni konkubent, podczas nieobecności matki dziecka, która przebywa w szpitalu, miał się opiekować 11 - miesięcznym chłopcem. Mężczyzna przywiózł dziecko do babci i zniknął. Kobieta zauważyła u wnuczka obrażenia, pojechała z nim do lekarza. Podczas wyjaśniania okoliczności tej sprawy okazało się 2-letni brat Filipka także był katowany przez swojego "opiekuna". Został przebadany przez lekarza. Wstępna diagnoza wykazała także u niego obrażenia w postaci zasinień i otarć naskórka, mogące świadczyć o tym, że był bity i podduszany. Znajomi Ewy Z. twierdzą, że jej konkubent od dawna był agresywny. Wiedzieli, że stosował przemoc wobec niej. O dzieciach - jak twierdzą - nie mieli pojęcia. - Wielokrotnie próbowałem namówić ją, by porozmawiała ze specjalistą, żeby zgłosiła sprawę policji. Ewa była zastraszana przez swojego "przyjaciela" i nie chciała się zgodzić. Choć twierdziła, że go kocha, śmiertelnie się go bała - opowiada znajmy kobiety. - Krzyki i płacze było tu czasem słychać od rana. Człowiek nie zagląda przecież nikomu do domu, to i nie wie co się dzieje. Może się czasem domyśla, ale co zrobić? - pyta zaskoczona takim obrotem sprawy sąsiadka dzieci. Tym razem, kiedy nie było matki dzieci, jej konkubent dał silniejszy upust swojej złości. Filipek trafił do wrocławskiego szpitala, gdzie objęto go opieką lekarską. Starszy chłopiec natomiast został umieszczony w Domu Małego Dziecka. - Jest ogólnie w miarę dobrej kondycji. Szybko się zaaklimatyzował, bawi się z dziećmi, a na wychowawczynie woła "ciocia" - mówi nam Ewa Boczkowska, dyrektor placówki. Wątku molestowania maluchów policji na razie nie udało się potwierdzić. Obojętność mogła zabić te dzieci Według danych policji nigdy nie otrzymali zgłoszenia, nawet anonimowego, od sąsiadów, znajomych tym, że w tej rodzinie dzieje się coś złego. Nikt nie reagował, mimo, że wszyscy o tym wiedzieli. Funkcjonariusze przyznają, że raz zostali wezwani na prośbę pracowników opieki społecznej i... - Nikt im nie otwierał, drzwi i okna były zamknięte - tłumaczy komisarz Marzec. Policjanci wrócili do innych obowiązków, a problem pozostał nierozwiązany. - Tak się zdarza bardzo często - uważa jeden z pedagogów pracujących w wałbrzyskim domu dziecka. - Nasz system opieki społecznej, opieki nad dzieckiem, jego ochrony, jest niewydolny. Dlaczego jednak nawet matka dziecka, choć musiała wiedzieć o tym, jak przybrany "tatuś" traktuje jej synów, nie reagowała? Sama nie chciała z nami rozmawiać. Policji tłumaczyła, że kochała swojego partnera. - Kobieta była przekonana, że jej konkubent się zmieni, dlatego nie alarmowała nikogo - opowiada rzeczniczka policji. Matce także grozi odpowiedzialność karna za niedopilnowanie dzieci i niepowiadomienie o przestępstwie, jakiego dopuścił się jej "przyjaciel". 38-latek był znany wcześniej policji. Dlatego zarzut znęcania się nad dziećmi ze szczególnym okrucieństwem postawiono mu w warunkach recydywy. Oznacza to, że za katowanie Filipka i jego brata grozi mu nawet 15 lat więzienia. Został tymczasowo aresztowany. Magdalena Sośnicka-Dzwonek dzwonek@nww.pl