Śledztwo w sprawie podejrzanego o pedofilię zakonnika prokuratorzy prowadzą od maja. Ze względu na delikatny charakter sprawy oraz dobro i ochronę poszkodowanych chłopców, dopiero teraz zdecydowano się na ujawnienie niektórych faktów dotyczących postępowania. Sprawa wyszła na jaw dzięki wyjątkowej czujności opiekunów chłopców z domu dziecka. To oni obserwując relacje podopiecznych z zakonnikiem powiadomili śledczych. Żaden z chłopców nie poskarżył się na to, jak jest traktowany przez duchownego. Po zbadaniu sprawy i przesłuchaniu poszkodowanych wychowanków domu dziecka w obecności psychologa, prokuratorzy zdecydowali się postawić duchownemu dwa zarzuty: dopuszczenia się innej czynności seksualnej wobec jednego z chłopców i składania propozycji seksualnej za pomocą sms-ów wobec drugiego. Długo zdobywał zaufanie chłopców Jednego z wychowanków domu dziecka zakonnik poznał we wrocławskim szpitalu, gdzie ten przebywał na rehabilitacji. Hubert S. odprawiał msze w szpitalnej kaplicy, a w czasie wolnym odwiedzał chorych przebywających w szpitalu. Potem spotykał się z chłopcem już w domu dziecka, gdzie poznał kolejnych wychowanków. Duchowny długo zdobywał zaufanie dzieci, wystąpił nawet do sądu o zgodę na zabranie ich na wakacje. Trwa śledztwo, zakonnik w areszcie do października Po kilku miesiącach opiekunowie zaniepokoili się charakterem wizyt zakonnika. Postanowili zawiadomić o tym policję, a potem prokuraturę. Mężczyznę zatrzymano w jednym z wrocławskich zakonów. Do października będzie przebywał w areszcie. Teraz biegli sprawdzają jego komputery, laptopy i telefony komórkowe. Wszystko po to, by sprawdzić, czy nie ma w nich treści o charakterze pedofilskim i czy dwaj chłopcy z domu dziecka są jego jedynymi ofiarami.