Studenci są grupą, której zdarzają się śmieszne lub przerażające sytuacje o wiele częściej niż np. osobie z tytułem magistra. Gdy doda się jeszcze umiejętność koloryzowania tudzież gawędziarstwo charakterystyczne dla tej grupy społecznej można być pewnym, że opowiastki może lekko miną się z prawdą, lecz na pewno będą interesujące. Urok legendy miejskiej Historia opisywana w miejskiej legendzie nie przydarza się nigdy osobie opowiadającej. Niemal zawsze wskazywany jest bliżej nieokreślony główny bohater dziejącego się dramatu: "kolega kolegi", "pewien pan" w innym mieście, "syn koleżanki mojej mamy z pracy" itp. Kolejną ważną cechą miejskiego mitu jest jej względne prawdopodobieństwo. Wielu badaczy jest zdania, że legendy miejskie zajmują we współczesnej kulturze miejsce dawnych opowieści grozy i ludowych wierzeń. W stechnicyzowanym i zracjonalizowanym aż do bólu świecie XXI stulecia niewiele jest miejsca na podania, opowiadane jeszcze kilkadziesiąt lat temu przez nasze babcie. Mrożące krew w żyłach "Kiedyś o uszy obiła mi się taka typowa miejska legenda: dziewczyna poznała na dyskotece chłopaka, się do siebie dobierali, ale ostatecznie ona nie zgodziła się pojechać z nim do domu. Po paru dniach dziewczyna dostała jakiejś wysypki, poszła z tym do lekarza, a ten stwierdził, ze jest ona wywołana bodaj jadem trupim - w każdym razie substancją występującą tylko w martwym ciele. Jak nietrudno się domyśleć, jakiś czas później u owego chłopaka z dyskoteki znaleziono w mieszkaniu trupy dwóch kobiet, które zwabił do mieszkania, zabił, a następnie się z nimi zabawiał." "Młoda dziewczyna umówiła się w kawiarence czy knajpce z koleżanką... Koleżanka się spóźniała, więc do naszej bohaterki dosiadł się nieznajomy facet. "na chwilkę, póki koleżanki nie ma". Zamówił coś do picia. Wypili. Po jakimś czasie dziewczyna obudziła się w nieznanym sobie lokalu w wannie napełnionej zimną wodą czy też lodem i... we krwi. Była naga. W zasięgu ręki znajdował się tam telefon i karteczka z napisem: "zadzwoń po pogotowie, bo nie masz nerki" i szew profesjonalnie zrobiony, przez lekarza chyba w tym miejscu, z którego się nerkę wycina..." I kolejna. "Akademik. Koleżanki, mieszkające w jednym pokoju, poszły na imprezę. Jedna z nich poczuła się zmęczona i wróciła do pokoju. A że dziewczęta miały tylko jeden klucz, nie zamykała się. Po jakimś czasie druga dziewczyna wpadła do pokoju po coś (np: album ze zdjęciami) i spojrzała na koleżankę...Ta spała, więc dziewczyna nie włączała światła. Zabrała, co miała zabrać i wyszła. Wraca rano... Patrzy, koleżanka zabita leży w łóżku a na ścianie napis krwią: "Gdybyś zapaliła światło, miałabyś to samo!". Te śmieszące do łez "Impreza studencka. Ktoś rzucił, że ponoć da się włożyć żarówkę do buzi. No i ktoś ją włożył i nie mógł wyjąć, więc wezwano taksówkę i pojechali na pogotowie. Taksówkarz się zaciekawił, co się dzieje i usłyszał historię o żarówce. Doktor na ostrym dyżurze wykazał odpowiednie zobojętnienie dla tematu i ją wyjął. Po pewnym czasie przyjeżdża na to samo pogotowie taksówkarz, który wiózł studentów również z żarówką w buzi. I tu już się lekarz zdziwił, zwłaszcza jak usłyszał historię o tym, że żarówka się zmieści (i owszem), ale wyjąć jej się już nie da,. Tym bardziej że stateczny pan taksówkarz też tego spróbował." "Przyszedł student na egzamin z logiki. Ku zaskoczeniu delikwenta egzaminator pyta "ile jest żarówek na sali". On liczy, wychodzi 20 i odpowiada, że 20. Egzaminator wyciąga z kieszeni żarówkę i mówi "Źle, 21". Student wylatuje. Egzamin poprawkowy, to samo pytanie, student liczy żarówki i mówi 21. "Ale ja nie mam żarówki!" mówi egzaminator. Na to student "ale ja mam!" i wyciąga z kieszeni żarówkę." "Była jeszcze taka historia rzekomo z akademika polibudy. Grupka kumpli miała się wybrać na narty, ale dzień wcześniej była imprezka i wszystko przepili, więc nie pojechali. Narty mieli, więc jeden postanowił sobie pozjeżdżać i zjechał po schodach w akademiku, łamiąc przy okazji obie nogi. Lekarz dyżurny na pogotowiu, pyta się: "co się panu stało, że pan obie nogi złamał. Po usłyszeniu odpowiedzi, lekarz podobno nie wiedział czy się śmiać czy współczuć." I wytłumaczenie korków "Ja słyszałem historię o pewnym profesorze, który miał założyć się ze studentami, że będzie szybciej niż tramwaj na trasie Pl. Grunwaldzki (skrzyżowanie) - Most Grunwaldzki we Wrocławiu. Studenci liczyli na łatwą wygraną, bo profesor nie był młody i... oczywiście się przeliczyli. Pomysł wykładowcy był zarazem prosty, jak i skuteczny. Wszedł on na torowisko przed tramwaj i szedł sobie spokojnie, nie zważając na dzwonienie motorniczego. W ten sposób oczywiście tramwaj nie miał szans wjechać na most pierwszy." oprac. aw