Na wsiach mieszkańcy rzadko znają się z tylko widzenia, chyba, że ktoś dopiero co tu zamieszkał. Najczęściej wiedzą o sobie "prawie" wszystko: kto nadużywa alkoholu, kto ma problemy z dziećmi, a kto się z żoną kłóci, itd. Niedźwiedź, duża wieś w ziębickiej gminie, pod tym względem nie jest wyjątkiem. Sąsiedzi w oczach sąsiadów Obaj mężczyźni, starszy i młodszy, do anonimowych nie należeli. - Bracia (tu pada nazwisko - przyp. red.) strasznie są za sobą. Mieszkają na końcu wsi, po sąsiedzku i normalnie w ogień by za sobą poszli - mówi młoda mieszkanka Niedźwiedzia. Czy to młodzi ludzie? - pytam. - A gdzie tam, pani! Ten [...] (imię mężczyzny) to ma już 78 lat, ma chyba z pięcioro dzieci, z żoną pod jednym dachem mieszkają, ale chyba jakoś tak osobno... - Pewnie, że go znam - mówi zagadnięta przeze mnie pięćdziesięcioparoletnia kobieta. - To dziadek, prawie 80 lat, lat, po operacji na nogę, o kulach chodzi... A ten drugi mężczyzna? - pytam dalej młodą kobietę. - Ten drugi to (podaje imię i nazwisko), stary kawaler, chyba 56 lat. Jak był trzeźwy, to był spokojny, ale jak popił, to trochę marudził. On mieszkał z matką, ludzie mówią, że czasami to ją bił, ale nie będę nic mówić, bo nie widziałam, więc nie wiem... - Nikomu nie ubliżył, nie zawadził, a że sobie wypił, to wiadomo, jak każdy - dopowiada przechodzący obok mężczyzna. - W ten dzień miał iść na leczenie, podobno na jakąś "wszywkę", ale zadzwonili, żeby się dzień później zgłosił... - włącza się do rozmowy starsza kobieta. Sądny dzień "Ten dzień" to był czwartek (5 czerwca). - Podobno dzień wcześniej ten młodszy zaczepił brata tego starego, popchnął czy się poszarpali - opowiada młoda kobieta. - I na drugi dzień, właśnie w czwartek, stary postanowił pomścić brata... Zobaczył, że siedzi pod sklepem, poszedł do domu, wziął nóż i normalnie go zabił. - Pani, wziął nóż kuchenny, taki "zarąbisty", i dźgnął go w szyję... - dodaje z przejęciem pani w średnim wieku. - Pani, alkohol przez niego przemówił i tragedia gotowa. Przyjechały trzy karetki, ale lekarz powiedział, że są to sekundy i po człowieku. Do nieszczęścia nie doszło ani w nocy, ani w odosobnionym miejscu. Podejrzany dopadł swoją ofiarę wczesnym popołudniem, przed jednym ze sklepów. Sprzedawczyni nie chce wspominać o tej sprawie, młody mężczyzna, zastany przeze mnie w tej placówce, z góry zarzekł się, że nic nie będzie mówił na ten temat. W ogóle żałuje, że był w tym czasie w sklepie. Dla nich to najbardziej przykra sprawa. Policja ujęła podejrzanego Siedemdziesięcioośmioletni mieszkaniec Niedźwiedzia podejrzany o zabójstwo 56-letniego mężczyzny z tej samej wsi, tuż po zadaniu ciosu uciekł na pobliskie pola i - jak mówią sąsiedzi - ukrył się w rzepaku. Wezwana na miejsce zdarzenia policja szybko go jednak odnalazła. Od czynu się nie odżegnywał. - Powiedział, że jak go nie zabił, to go dobije. Tak powiedział! Ludzie to słyszeli - mówi starsza kobieta. Paweł Migacz, prokurator rejonowy w Ząbkowicach Śląskich, mówi, iż mężczyzna przyznał się do popełnionego czynu, przy czym jego motywu nie podawał: - Prawdopodobnie jakaś kłótnia między nimi była - dodaje. Mężczyźnie grozi kara pobawienia wolności od 8. lat nawet do dożywocia. Obecnie przebywa w areszcie. Ludzie będą pamiętać ten pogrzeb Pogrzeb 56-letniego mieszkańca Niedźwiedzia odbył się dwa dni po jego zabójstwie. - Ludzi było mnóstwo, tylko ksiądz się chamsko zachował: zwłok do kościoła nie wziął, tylko w kaplicy zostawił. Niby dlatego, że do kościoła nie chodził - mówi jedna z zagadniętych przeze mnie sąsiadek, dyskutujących przy posesji. - Ale przecież pomagał w kościele: i sprzątał, i okna wstawiał, i ogrodzenie robił, malował siatki. Nigdy nie odmówił pomocy. Mama jego też bardzo dużo pomogła księdzu... - kontynuuje kobieta. - Skończyło się na tym, że ludzi się zbuntowali i do kościoła nie weszli, zostali przy zwłokach. W kościele może było pięć czy sześć osób. Zdarzyć mogło się to wszędzie Jeden mężczyzna nie żyje, drugi przebywa w areszcie. Zderzenie z 5 czerwca należy do tych, które się pamięta i długo wspomina. Ale to przede wszystkim ogromna tragedia, do której, w gruncie rzeczy, dojść mogło w każdej innej wsi, nie tylko w Niedźwiedziu, i przy każdym innym sklepie. Małgorzata Matusz