Na ul. 11. Listopada w Wałbrzychu niewiele już jest adresów, pod którymi nie dochodziło do podobnych scen. Codzienne awantury, szarpaniny, wszechobecny alkohol. Najczęściej z pobliskiej meliny. Tak było i tu. Choć Katarzyna K. od lat utrzymywała się z opieki społecznej. Oficjalnie była matką samotnie wychowującą dzieci. Nieoficjalnie - od wielu lat żyła z tym samym mężczyzną, Piotrem U., który był ojcem 10-letniej dziewczynki i 4-letniego chłopca. Sąsiedzi nie mają raczej dobrego zdania o K. - Ciągle pijana była. I wciąż krzyczała na te biedne dzieci. Żebyście mogli słyszeć, jak ona je wyzywała. My tu nie raz wzywaliśmy policję - mówi sąsiadka z tego samego piętra. Inni nie mają nic lepszego do powiedzenia: że przepijała zasiłek z opieki, nie dbała o dzieci, a Piotrka biła. Dzieci chyba też biła, bo często płakały. Zwłaszcza mały. O nim nie mówią źle. - Piotr to fajny chłop był. Naprawdę go szkoda. Jedyny on się o ten dom starał. Zawsze jakąś dorywczą robotę miał. A ostatnio nawet na stałe, na umowę. Tak się cieszył - wspomina sąsiad. To on kupował chleb, bułki, mleko. Wszystko dla dzieci. Nawet czasem słodycze. Mówią, że nie wytrzymywał już "z taką babą". - Aż dziw, że to on jej nie zabił - zastanawiają się na głos na obskurnej klatce schodowej, która miotły nie widziała z 20 lat. Dzieci wszyscy chwalą. - Ta mała, to co ona tu miała za życie. Matka ją wyzywała od k... i innych najgorszych. A ona tak kochała tego braciszka, ze jak widziała, ze matka nie da rady, to do szkoły nie szła, tylko go pilnowała - mówią sąsiadki. Katarzyna K. została tymczasowo aresztowana. Grozi jej dożywocie. Dziećmi zajmują się ich dziadkowie.