Po wielkiej powodzi w roku 1997, która m.in. przelała się przez Pilce - wioskę w kamienieckiej gminie, jej mieszkańców pospiesznie wysiedlono, zaś ich gospodarstwa wyburzono. Ponad czterdzieści rodzin zmuszonych było wyprowadzić się do pobliskiego Kamieńca Ząbkowickiego. Tuż przy wąskiej drodze na terenie, gdzie teraz mieszkają, znajduje się tablica i napis: "Domy na osiedlu są darem narodu szwedzkiego dla gminy Kamieniec". Nie są szczęśliwi, że tutaj ich ulokowano. Wszyscy z nich dokładnie pamiętają kataklizm sprzed dwunastu lat. Przez wiele dni żyli w wielkim napięciu do końca się łudząc, że Nysa Kłodzka nie stanie się przyczyną ich niedoli. Stało się inaczej. Kiedy woda opadła, wrócili do swoich domów. Zaczęło się wielkie sprzątanie. Przez prawie dwa lata ludzie remontowali budynki, porządkowali obejścia, "gmina" naprawiała drogi, zbudowano nawet nowy most przez rzekę, bo poprzedni zabrała woda. Życie w Pilcach zaczęło toczyć się od nowa i wydawało się, iż niedawna powódź to już ostatnia katastrofa, jaka mogła im się wydarzyć. Ale w roku 1999 nawiedziła ich kolejna. Tym razem administracyjna. Zapadła bowiem decyzja, że wieś ma zostać wysiedlona, domy wyburzone, a w ich miejscu wybudowany zostanie zbiornik retencyjno-rekreacyjny, mający uchronić przed kolejnymi powodziami niżej położone tereny, w tym i mieszkalne. Rodzina po rodzinie zaczęto ich wysiedlać. - Od lat, każdej nocy śnią mi się Pilce. Widzę wielką falę, która wdziera się do naszego domu. Ale mimo to chciałbym do niego wrócić. Tam miałem krowy, kury... Wyszedłem na podwórko, miałem, do kogo usta otworzyć. A tu? Co to za życie - mówi były mieszkaniec Pilców, który dostał nawet spore pieniądze za ziemię i domy we wiosce i ten ładny, szwedzki domek w Kamieńcu. Ale nie za darmo - jak powszechnie się sądzi. - Nic nie ma za darmo. Domy kosztowały około160 tysięcy zł za niespełna 90-metrową powierzchnię w surowym stanie. Niektórzy z nas do dziś spłacają hipotekę za ten dar. I nie rozumieją, dlaczego tak z tym wszystkim się spieszono. - Od początku nie wierzyłam, że ten zbiornik powstanie. Miałam rację. Byłam zła na te wszystkie decyzje. Najpierw wpakowali miliony złotych w odbudowę wsi, dróg, mostu, a po roku okazało się, że są to pieniądze wyrzucone w błoto, bo wieś trzeba zrównać z ziemią. I znów włożono w to miliony - irytuje się pragnącą pozostać anonimową była pilczanka. Ona również bardzo chciałaby powrócić, mimo przeżytej tragedii, do miejsca, w którym czuła się najlepiej i pewniej. - Czujemy się oszukani i wykorzystani. Choć minęło tyle lat, tu czujemy się jak na obczyźnie. Nikt się przyzwyczaić nie może. Pozostały nam tylko wspomnienia i tęsknota za tymi małymi uliczkami, sklepem na rogu, malutkim kościołem, w którym rozbrzmiewały zabytkowe organy. To wszystko przecież nam odebrano - podkreśla rozmówczyni. Wójt Marcin Czerniec jest zdania, że niepotrzebnie pospiesznie wyprowadzono ludzi z Pilców, zrobiono wokół nich tyle szumu. Spokojnie tam mogli nadal mieszkać. - Mam zapewnienie od wojewody dolnośląskiego, że inwestycja nie będzie wykreślona z planów i projektowania. Kiedy tylko budżet centralny będzie w stanie ją sfinansować, przystąpi się do robót - mówi włodarz. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w najbliższej dwudziestolatce nie ma szans na to, by w miejscu Pilców powstał zbiornik, a o ich odbudowie - poza byłymi mieszkańcami - nikomu z decydentów nawet się nie śni. il