Pilichiewicz od lat uprawia wraz z żoną i synem ponad 8 hektarów pola w pobliżu swojego domu. Sieje tam głównie pszenicę. Niestety w tym roku nie będzie mógł cieszyć się ze swojego plonu. - 7 sierpnia wybrałem się do skupu w Żórawinie - opowiada rolnik. - Gdy wyjechałem ciągnikiem na główną drogę, odwróciłem się i spostrzegłem łunę od pożaru. Natychmiast wróciłem, by przekonać się, że to płonie rzeczywiście moje pole. Na miejscu pożaru znajdowały się już zastępy straży z Wrocławia i z OSP Węgry. Z wielkim zaangażowaniem pomagał im sąsiad pana Franciszka, który był sprawcą katastrofy. Mężczyzna ten wypalał trawy na pobliskim ściernisku, gdy wiatr skierował ogień na pole pszenicy. Mimo starań wszystkich pożar rozprzestrzeniał się tak, że spłonęło pięć hektarów. - Nie mam żalu do sąsiada - twierdzi Franciszek Pilichniewicz. - Nie mógł przecież przewidzieć, co się stanie, a potem z narażeniem własnego życia chciał ratować moje zbiory. Zadeklarował potem także, że pokryje wszystkie straty Z całego pola pozostało około 20 arów pszenicy. Gospodarz na razie nich nie zbiera, ponieważ czeka, aż przedstawiciele PZU oszacują szkody. Wie jednak, że tegoroczny plon będzie bardzo niski. - Nikt w okolicy nie ubezpiecza swojego pola, ponieważ stanowi to bardzo wysoki koszt przy obecnych dochodach z rolnictwa. Mogę liczyć ewentualnie na umorzenie podatku rolnego lub inna pomoc ze strony gminy. Zdaję sobie sprawę, że skutki tego pożaru będą odczuwać jeszcze przez kilka lat. - Postanowiliśmy przekazać panu Pilichiewiczowi środki na zakup materiału siewnego - powiedział 17 sierpnia Bogusław Rusek z urzędu gminy. - Umorzymy mu także tegoroczny podatek rolny. Autor: EM