Mieszkanie przy ul. Św. Barbary 7 nie miało dobrej renomy. Pijackie imprezy i awantury zdarzały się tu na tyle często, że kiedy Zdzisława J. jego 59-letni kolega okładał siekierą, nikt nie reagował. Dopiero kilka dni później jeden z sąsiadów zaniepokoił się, że Jana Z. od kilku nie było widać, a w mieszkaniu dziwnie ucichło. Wszedł do środka, bo drzwi były otwarte. Na miejscu znalazł zmasakrowane ciało mężczyzny. Trudno było powiedzieć kim jest denat. Jak się później okazało, to nie sąsiad został pozbawiony życia. Jan Z. uciekł, bo to on bestialsko zabił swojego kompana od kieliszka. - Grupa dochodzeniowo-śledcza Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu zebrała wszystkie pozostawione na miejscu morderstwa ślady kryminalistyczne. Czynności prowadzone były pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu - mówi nadkomisarz Jerzy Rzymek, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu. Kilka godzin później funkcjonariusze zatrzymali 59-latka, który podczas przesłuchania przyznał się policjantom do zabójstwa kolegi. Przeprowadzono z nim wizję lokalna na miejscu zabójstwa. Nieoficjalnie mówi się, że podczas libacji Jan Z. nie był w swoim mieszkaniu sam na sam z ofiarą. Policjanci cały czas pracują nad wyjaśnieniem wszystkich okoliczności zbrodni. Nie wiadomo, czy ewentualni towarzysze Jana Z. byli jedynie świadkami, czy tez współsprawcami morderstwa. 59-letniemu mieszkańcowi Wałbrzycha grozi nawet dożywocie.