Sakramentalne "tak" mówią sobie młodzi ludzie, urodzeni w końcówce lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych, czyli demograficzny wyż. Skutki tego daje się odczuć również na porodówkach. Wielki boom małżeński dopiero się zaczyna. Tak przynajmniej przewidują socjologowie i statystyki. Dlaczego? Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, na ślub decydujemy się coraz później - 49 procent kobiet wychodzi za mąż między 25. a 30. rokiem życia, a 37 proc. dopiero po przekroczeniu 30. Podobnie postępują mężczyźni. Blisko połowa z nich (48 proc.) żeni się po raz pierwszy w wieku 25-30 lat i 34 proc. w wieku 30-35 lat. A co ósmy kawaler w dniu ślubu ma więcej niż 35 lat. Wyż mówi sobie "tak" Na taką sytuację ma także wpływ wchodzenie w "odpowiedni" wiek roczników wyżu demograficznego z lat osiemdziesiątych. Wielu z nich wyjechało z granicę i tam poznali swoich wybranków. - Takich ślubów jest teraz najwięcej - przyznaje Lidia Siepierowska, zastępca kierownika USC w Wałbrzychu. - Najczęściej oboje mieszkają w Anglii, Irlandii, Niemczech, we Włoszech. Tu przyjeżdżają tylko załatwić formalności i na samą uroczystość. Często też pobierają się za granica, a my tylko rejestrujemy u nas takie małżeństwo. W Wałbrzychu taka sytuacja dotyczyła w ubiegłym roku 118 z 754 par, które zawarły małżeństwa. Tylko w tym roku wałbrzyszanie powiedzieli sakramentalne "tak" za granicą 160 razy. Trzeba zapracować na wesele Pracownicy urzędu przyznają jednak, że młodym się nie spieszy ze ślubem. Zwłaszcza tym biedniejszym. Częściej przychodzą rejestrować urodzenia dzieci, niż małżeństwa. Wolą żyć w konkubinacie. Ich obserwacje potwierdzają także ogólnopolskie statystyki. Wśród kilkuset tysięcy żyjących na kocią łapę większość to biedni i słabo wykształceni. 75 proc. pokończyło jedynie szkoły podstawowe i zawodowe. Nie mają pieniędzy ani na ślub, ani na rozwód. Wolne związki trwają u nas w dużej mierze z przymusu. - Wesele, ślub to niemały wydatek. Minimum 10-15 tysięcy złotych. Żenią się ci, których na to stać - przyznaje 27-letnia Agnieszka, którą wraz z narzeczonym spotkaliśmy w korytarzu wałbrzyskiego USC. - Teraz młodzi myślą perspektywicznie, chcą cos osiągnąć zanim założą rodzinę. Pracują na wspólny dom, zdobywają doświadczenie zawodowe, a dopiero później się żenią - nie ukrywa Marcin Pawlaczek (29 lat), który dwa tygodnie temu powiedział sakramentalne "tak". Wyż rodzi wyż Efektem wzrostu liczby zawieranych małżeństw jest baby boom. Na brak zajęcia nie mogą narzekać położne w naszym regionie. W największym w okolicy, wałbrzyskim specjalistycznym szpitalu położniczym przychodzi na świat co tydzień ponad 40 maluchów. To wzrost o średnio 10 noworodków. - To także wynik rosnącej renomy szpitala. Przyjeżdżają do nad rodzić coraz częściej mamy z całego Dolnego Śląska - zaznaczają położne. Jednocześnie coraz więcej kobiet decyduje się na pozostanie z dzieckiem w domu. Po 1990 roku liczba osób, które zamiast pracy wybierały opiekę nad rodziną, sukcesywnie spadała. Tendencja ta zmieniła się dopiero trzy lata temu, a w ubiegłym roku gwałtownie przyspieszyła. Tak wynika z danych GUS opublikowanych w maju tego roku. Według statystyk na początku 2007 roku 1,5 mln kobiet zajmowało się wyłącznie domem. To najwyższy poziom od początku przemian gospodarczych! To także efekt tego, iż młodzi ludzie z wyżu demograficznego z lat 80. wchodzą w wiek prokreacji i rodzi się coraz więcej maluchów. Następnego baby boom możemy się więc spodziewać za kolejne 30 lat. Magdalena Sośnicka-Dzwonek dzwonek@nww.pl