Dziś sędzia Grzegorz Szepelak argumentował, że dyrektora szkoły i dyspozytor pogotowia energetycznego, jako osoby dojrzałe i doświadczone, odpowiadają za to, iż wiedząc o zagrożeniu, nie podjęli żadnych działań. Oboje zostali skazani na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Chłopiec został śmiertelnie porażony prądem po dotknięciu siatki ogrodzeniowej. Do tragedii doszło w lipcu 2006 roku. Filip wdrapał się na mur, na którym przywieszony był kosz, stracił równowagę i spadł. Mimo reanimacji, nie przeżył. Mur stykał się z siatką podłączoną do prądu. Za 3,5-metrowym murem znajduje się podwórko, a dalej mały zakład produkujący poduszki z pierza. Młodzi ludzie, którzy grali w piłkę z Filipem, w rozmowie z reporterką RMF FM skarżyli się wtedy, że kabel dostarczający tam prąd podłączony jest tylko prowizorycznie. - Nie było izolacji i przechodziło napięcie na ten płotek na górze muru. Jak się dotykało kosza i tej siatki, to kopał prąd - relacjonowali. Mówiliśmy o tym, ale nikt nie reagował - mówili. W trakcie śledztwa ustalono, że kilka dni przed tragicznym wypadkiem mieszkanka Wrocławia zgłosiła zagrożenie policji. Kobieta twierdziła wtedy, że dyżurny policjant odesłał ją do pogotowia energetycznego.