33-letni górnik zginął na miejscu w wyniku silnych wstrząsów, do jakich doszło w kopalni Rudna w Polkowicach (woj. dolnośląskie). Wciąż trwa akcja ratunkowa, bowiem pod rumowiskiem znajduje się jeszcze 28-letni górnik. Pięciu pracowników kopalni przebywa w szpitalu z lekkimi obrażeniami. Do wstrząsów na głębokości 1050 m. doszło w czwartek ok. godz. 16.00 w kopalni Rudna w Polkowicach. Trzy pierwsze wstrząsy były bardzo silne. W miejscu wypadku początkowo przebywało 29 górników. 22 udało się wydostać z zagrożonego rejonu, 5 doznało lekkich ran. Dwóch znalazło się pod rumowiskiem. Pierwszego z nich, 33-letniego mężczyznę udało się wydostać bardzo szybko, jednak już nie żył. Jak poinformowała Edyta Tomaszewska, rzeczniczka prasowa Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach po kilku godzinach ręcznego przeszukiwania rumowiska przez siedem grup ratowników zdecydowano się użyć sprzętu ciężkiego. Okazało się, że rumowisko jest znacznie dłuższe niż początkowo przypuszczano. Ma ok. 300 metrów długości i jest wysokie na 2 metry. - Ratownicy nie są w stanie przebrać rękami tak wielkiego rumowiska - tłumaczyła Tomaszewska. Dodała, że po konsultacjach z Adamem Mirkiem, dyrektorem Okręgowego Urzędu Górniczego we Wrocławiu, który jest na miejscu w Polkowicach, zdecydowano się wprowadzić ciężki sprzęt - ładowarki do przebrania rumowiska. Poszukiwania 28-letniego górnika utrudnione jest przez to, że sygnał nadawany z lampki mężczyzny zamilkł. Według Tomaszewskiej, może to świadczyć, że np. wyładował się akumulator lub lampka uległa uszkodzeniu. Nie udało się skontaktować z rzecznikiem prasowym KGHM Polska Miedź SA Radosławem Porajem Różeckim, aby zapytać o szczegóły wypadku i akcji ratunkowej. Ratownicy będą pracować na miejscu tak długo, aż odnajdą 28- letniego górnika.