Na śluzie w chwili wypadku znajdowało się ok. 40 kajaków, a w nich blisko 80 osób. Jak opowiadali uczestnicy zdarzenia, do wody wpadła ponad połowa kajakarzy. - Kiedy czekaliśmy na śluzie, prawdopodobnie zbyt mocno wpuszczona została woda, bo pojawiła się duża fala. Kajaki na początku grupy przewróciły się od tej fali, a potem jedni zaczynali chwytać się drugich i tak przewracały się kolejne kajaki - opowiadała 24-letnia Anna, uczestniczka spływu kajakowego. Kajakarzom natychmiast została im udzielona pomoc. Po wyciągnięciu z wody zostali zapatrzeni w folie termiczne, zapobiegające wychłodzeniu organizmu. Jak powiedziała organizatorka spływu z wrocławskiego klubu sportowego "Pegaz" Ewa Gancarz, wszyscy mieli na sobie kamizelki ratunkowe, a spływ odbywał się z asystą ratowników i pogotowia. - Problem pojawił się dopiero na śluzie. Na szczęście osoby uczestniczące w spływie to sprawdzeni wodniacy i wiedzieli, jak się zachować - powiedziała Gancarz. Jak powiedział st. sierż. Krzysztof Bobrowski z Komisariatu Wodnego Policji we Wrocławiu, 30-letni mężczyzna obsługujący w sobotę śluzę Mieszczańską był pijany. Badanie wykazało u niego pond 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu; trafił na policyjną izbę wytrzeźwień, będzie przesłuchany. Ponieważ woda w śluzie jest bardzo mętna, nurek nie mógł dokładnie sprawdzić dna zbiornika. Dlatego zdecydowano o całkowitym wypompowaniu wody, aby dokładnie sprawdzić dno śluzy i wydobyć kajaki, które zatonęły. Wszyscy uczestnicy spływu po zakończeniu akcji ratunkowej zostali odwiezieni specjalnie podstawionym przez organizatorów autobusem. W trakcie akcji ucierpiały dwie osoby, ale jak się okazało, nie byli to bezpośredni uczestnicy spływu, tylko dorośli, którzy próbowali pomagać w akcji ratowniczej. Trafili do szpitala prawdopodobnie z urazami barku i obojczyka.