Obaj pracownicy usłyszeli ten sam zarzut - sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zdarzenia, skutkującego zagrożeniem dla wielu osób. Za to przestępstwo grozi do ośmiu lat więzienia. Zawór był nieznacznie uchylony W czwartek (27 sierpnia) sąd zastosował tymczasowy areszt na trzy miesiące wobec pierwszego z pracowników, z którym wykonywano czynności śledcze w środę (26 sierpnia). - Zakończyliśmy już czynności z drugim pracownikiem i skierowaliśmy w jego sprawie również wniosek o tymczasowe aresztowanie na trzy miesiące. Wniosek ma być rozpatrywany przez sąd w piątek (28 sierpnia) - powiedziała prokurator rejonowa w Kamiennej Górze Anna Kaczyńska. Jak informowała w środę, śledczy ustalili między innymi, że niewłaściwie wykonywano prace przy sprawdzaniu szczelności, nie dopełniono zasad bezpieczeństwa. Mieszkańcy zgłaszali, że czuć jest gaz. - Okazało się, że zawór w mieszkaniu, w którym doszło do wybuchu i pożaru, był nieznacznie uchylony, a nie powinno tak być - powiedziała prokurator. "Dziewczynka ma dramatycznie mało skóry" 12-latka ucierpiała podczas wybuchu gazu w bloku przy ul. Piastowskiej w Kamiennej Górze, do którego doszło w poniedziałek (24 sierpnia). Dziewczynkę z ranami oparzeniowymi zabrano śmigłowcem LPR do specjalistycznego szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. Na 90 proc. ceniono oparzenia powierzchni jej ciała. Dziewczynka ma dramatycznie mało skóry - informował we wtorek (25 sierpnia) ordynator oddziału chirurgii i traumatologii dziecięcej w ostrowskim szpitalu dr n. med. Witold Miaśkiewicz. Jak ocenił, stan zdrowia poparzonej 12-letniej Martyny jest bardzo ciężki. - Dziewczynka doznała oparzenia ekstremalnego - podkreślił. Miaśkiewicz stwierdził we wtorek, że zespół lekarski ma "koncepcję leczenia dziewczynki". Wyjaśnił, że lekarze pobrali fragmenty skóry i będą przystępować do hodowli komórek. Dodał, że jeżeli będzie potrzeba, to zostaną zastosowane też przeszczepy rodzinne. - To jest bardzo długi proces. Zobaczymy, jak to dziecko wszystko przetrzyma. Te rokowania nie do końca są korzystne. To wszystko na razie jest wróżeniem z fusów, bo to jest przygotowywanie dziecka do zabiegów dość radykalnych, które są ogromnym obciążeniem, a musimy to zrobić - oświadczył ordynator. 12-latka w stanie śpiączki farmakologicznej będzie przebywała przez ok. dwa tygodnie. Ale - jak powiedział dr Miaśkiewicz - jeżeli będzie można zredukować ten okres, to lekarze tak zrobią, bo "nerki mogą tego nie wytrzymać". Nikt poza 12-latką nie ucierpiał fizycznie. W bloku prowadzono prace przy wymianie instalacji. Nadzór budowlany ocenił, że nie została naruszona konstrukcja budynku i nadaje się do zamieszkania.