Życiu poszkodowanych nie zagraża niebezpieczeństwo - trzej górnicy, których ze strefy podziemnego zawału wydostali ratownicy, trafili do szpitala m.in. ze złamaniami podudzia i przedramienia oraz zwichnięciem kolana. Sześciu innych pracowników, którzy opuścili zagrożony rejon o własnych siłach, jest poturbowanych: mają liczne stłuczenia, otarcia i skaleczenia. - Sztygara, do którego ratownicy dotarli po kilku godzinach akcji, nie udało się uratować. Obrażenia dziewięciu pozostałych pracowników zakwalifikowano jako lekkie, choć u trzech z nich są one poważniejsze - relacjonował dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego (OUG) we Wrocławiu Andrzej Ciepielewski. Jeden z trzech poważniej rannych górników to pracownik firmy zewnętrznej, świadczącej usługi dla KGHM. Gdy w wyniku wstrząsów nastąpił zawał, a na górników posypały się fragmenty skał, w rejonie zagrożenia w wyrobisku znajdującym się tysiąc metrów pod ziemią było 14 górników. Czterej z nich w ogóle nie ucierpieli. W chwili wypadku w wyrobisku prowadzono prace związane z wydobyciem, m.in. przygotowywano roboty strzałowe. Jak dotąd nie ma jednak przesłanek, by wiązać odnotowane wstrząsy górotworu z wykonywaniem tych prac. Do pierwszego wstrząsu doszło o godz. 2.50. W dziesięciostopniowej skali, którą posługuje się nadzór górniczy, była to tzw. siódemka, co odpowiada ponad 3 stopniom w popularnej skali Richtera. Dwie minuty później nastąpił kolejny, nieco słabszy wstrząs - tzw. piątka. Do rana zanotowano jeszcze kilka kolejnych, w tym trójkę i piątkę. Z powodu wciąż dużej aktywności sejsmicznej górotworu, eksperci muszą zaczekać z wizją lokalną w zniszczonym wyrobisku. O czasie jej przeprowadzenia zdecyduje obradujący w kopalni zespół ds. zagrożeń. W ocenie dyr. Ciepielewskiego, prawdopodobnie wizja nastąpi jeszcze w czwartek ok. godz. 14-14.30. Na podstawie tych oględzin eksperci mają ocenić rozmiar zniszczeń i zdecydować, co dalej z zamkniętym na razie wyrobiskiem. Obecnie trudno ocenić, jak duża jest strefa zawału i na ile wyrobisko jest zdeformowane. Wszystko wskazuje na to, że skutki wstrząsu w chodniku są poważne. Jak powiedział rzecznik KGHM Polska Miedź, Dariusz Wyborski, w strefie zawału zostało osiem maszyn, m.in.: wiertnica, kotwiarki i ładowarki. Eksperci sprawdzą, czy nadają się do dalszej pracy. Zmarły sztygar zmianowy oddziału wydobywczego był doświadczonym górnikiem. W KGHM pracował od 14 lat, a wcześniej był zatrudniony w nieistniejącej już kopalni węgla kamiennego w zagłębiu wałbrzyskim - w sumie przepracował pod ziemią 23 lata. Miał żonę, był bezdzietny. To piąta w tym roku śmiertelna ofiara pracy w górnictwie miedziowym i 17. w całym polskim górnictwie. W tym roku górnicy ginęli także w innych kopalniach KGHM: w Rudnej (dwóch górników) i Lubinie (dwóch, w tym jeden pracownik firmy usługowej). Żonie zmarłego zapewniono opiekę psychologiczną; otrzyma też pomoc od firmy i wszystkie należne w takich przypadkach świadczenia. Wstrząsy to naturalne zjawisko w terenie górniczym. Wstrząsów wysokoenergetycznych, jak te w kopalni Polkowice-Sieroszowice, stacje sejsmologiczne notują się wiele, jednak nie zawsze wywołują one skutki pod ziemią lub na powierzchni. Przyczyną wstrząsów w obszarach eksploatacji górniczej mogą być naturalne naprężenia tektoniczne oraz naprężenia będące efektem prowadzonego wydobycia. Wstrząsy powodujące skutki na powierzchni lub pod ziemią nazywane są tąpaniami. W tym przypadku - jak powiedział dyrektor OUG - wiadomo już, że mamy do czynienia z tąpnięciem. Urząd górniczy wszczął postępowanie w sprawie przyczyn i okoliczności zarówno wstrząsów, jak i związanego z nimi wypadku zbiorowego. Sprawą ma zająć się także prokuratura.