Romowie przyjechali do naszego kraju w latach 90. We Wrocławiu stworzyli sobie podstawowe warunki do egzystencji. Domy zbudowane są z przedmiotów znalezionych na śmietniku. Prąd mają z agregatu, który dostali w prezencie. Składają się po pięć złotych na benzynę do tego urządzenia. W nocy musi ono być wyłączone. Kilka tygodni temu w sprawie obozowiska rozpoczęła się rozprawa we wrocławskim sądzie. Agata Ferenc ze stowarzyszenia Nomada uważa, że polskie władze są winne zaniedbaniu, bo po prostu zapomniały o tych ludziach. W dużej części są to osoby, które nie potrafią pisać ani czytać. Nie znają prawa, nikt im nie powiedział, co mają robić. Jedyni urzędnicy, którzy ich odwiedzali, to policjanci i strażnicy miejscy. W obronie wrocławskich Romów upomni się dziś cały świat. Są oni jednymi z 15 bohaterów zaproponowanych przez Amnesty International jako adresaci listów w ogólnoświatowym Maratonie Pisania Listów.