We wrześniu ubiegłego roku pogotowie lotnicze przetransportowało 8-letniego pacjenta po wypadku drogowym do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego (USK) we Wrocławiu, gdzie działa jedyne w regionie całodobowe centrum urazowe. Lekarze po obejrzeniu pacjenta w helikopterze zdecydowali, że wymaga on operacji neurochirurgicznej i zasugerowali przetransportowanie do innej placówki. Pacjent trafił do 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, gdzie mimo ponadgodzinnej reanimacji zmarł. Jak powiedziała w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus, dwaj lekarze oddziału ratunkowego usłyszeli zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia 8-letniego chłopca. - Mając świadomość konieczności udzielenia chłopcu pomocy medycznej odmówili przyjęcia go do szpitala i odesłali do innej lecznicy - powiedziała Klaus. Medykom grozi pięć lat więzienia. - Nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień - dodała prokurator. Po zdarzeniu lekarze ci zostali zwolnieni z oddziału ratunkowego. Po tym jak ranny 8-latek nie został przyjęty do USK, NFZ przeprowadził kontrolę w tym szpitalu. W efekcie nałożono na lecznicę 65 tys. kary za uchybienia formalne. Wewnętrzną kontrolę przeprowadził również sam szpital. Zdaniem dyrekcji USK nie wykazała ona błędów proceduralnych. Według specjalistów z USK mały pacjent nie powinien w ogóle trafić do ich placówki, ponieważ nie działa w niej oddział chirurgii dziecięcej. Jak podkreślili, na Dolnym Śląsku brakuje specjalistów medycyny ratunkowej, dlatego zwrócono się do ministra zdrowia z wnioskiem o "dostosowanie wymogów i możliwości alternatywnego zatrudnienia w centrum urazowym lekarzy o konkretnych kwalifikacjach i doświadczeniu".