Jeżeli zwolnienia nie doszłyby do skutku, szpital, który i tak jest bardzo zadłużony, straci pomoc rządową i jego dług wzrośnie o 70 mln złotych. Taki deficyt budżetowy będzie oznaczać jego upadłość. Jest plan B Pomysłodawca planu redukcji zatrudnienia, czyli dyrektor szpitala, wymyślił jednak inny pomysł na ratunek dla placówki: zwolnień nie będzie jeżeli cała załoga (licząca ponad 1800 osób) zgodzi się na obniżenie pensji. To pozwoli zaoszczędzić dokładnie tyle, ile szpital zyskałby tnąc etaty. Pracownicy znaleźli się więc między młotem i kowadłem. Wciąż nie ma pełnych list osób, które miałyby stracić pracę. Ryzykują więc wszyscy, bo odrzucenie propozycji zmniejszenia wypłat może dla każdego skończyć się otrzymaniem wypowiedzenia. Zdecyduje większość Związki zawodowe na razie nie komentują sprawy. Trwają konsultacje, a ich wynik ma być znany we wtorek. Nieoficjalnie mówi się, że padnie wtedy propozycja przeprowadzenia referendum, które wskaże, w jaki sposób ratowany będzie budżet szpitala. Maciej Stopczyk