Mirek przyjechał tu spod Jeleniej Góry. To jego pierwszy zlot, dlatego był trochę oszołomiony. - Tyle tu ludzi, tylu przyjaciół - mówi. - Bez nich bym sobie nie poradził. Kiedyś jedynym przyjacielem była wódka. Nie pije rok i cztery miesiące. Przeszedł terapię, potem dołączył do Wspólnoty AA. Nie chce wracać do tego, co było wcześniej. - Seria nieszczęść i upokorzeń. Alkohol był wszędzie, więc i ja piłem. Było na to jakieś ogólne przyzwolenie - wspomina. - Kiedyś nie potrafiłem się cieszyć, cieszyła się wódka. A wszyscy wokół płakali? Teraz też płaczą, ale ze szczęści. - Sąsiedzi pytają moją mamę, dlaczego ma ciągle łzy w oczach. - Bo Mirek się uratował - odpowiada. Kiedy to wspomina, nie może powstrzymać wzruszenie. Wyciąga notes, który zawsze nosi przy sobie i pokazuje kilka stron, zapisanych dziecięcą ręką. "Niech wujek nie będzie taki jak oni. Bo wujek jest kochany i nie może pić?" - Napisała to moja siostrzenica, kiedy byłem w środku nałogu - wyjaśnia. - W kółko to czytałem. Ale minęło kilka lat, zanim zdecydowałem się na zmianę. Otoczenie bardzo mu pomogło. - Powiedziałem w pracy, że jestem AA i poprosiłem o zrozumienie. Nie chcę uczestniczyć w żadnych bankietach i uroczystościach, na których pojawia się alkohol. Nie wstydzę się tego. Wstyd był wtedy, kiedy zastanawiałem się, czy widać, że jestem na kacu, czy czuć ode mnie wódkę... Teraz czuje się szczęśliwy. Podkreślił to kilkakrotnie. - W życiu zdarzają się problemy, ale przecież wszyscy je mamy. Najważniejsze, że zniknął ten podstawowy. Nauczyłem się, co to znaczy robić coś dla siebie i dla innych . Tak po prostu. Cieszyć się małymi rzeczami. Podobnie myślą setki ludzi, którzy przyjechali do Wrocławia na trzydniowy Zlot Radości. - Akredytowanych osób było 4,5 tysiąca, ale pojawiło się pewnie z tysiąc więcej - mówi Jerzy. (Wszyscy na zlocie posługują się tylko imionami. Anonimowość to jedna z podstawowych zasad wspólnoty, podkreślająca równość jej członków). Sam związał się z AA ponad dwadzieścia lat temu, kiedy wrócił z USA. - Byłem alkoholikiem, a tam zobaczyłem jak można sobie poradzić z tym problemem. W Polsce to dopiero raczkowało, ale udało nam się zebrać kilkuosobową grupę we Wrocławiu. I podjęliśmy walkę... Czym dla Jerzego jest Wspólnota AA? - To demokracja w najczystszej formie - mówi. - Ludzie sami się organizują. Nie ma tu hierarchii, przywództwa i nakazów. Postępujemy co prawda zgodnie z pewnym programem ( 12 kroków AA), ale nie istnieją żadne sztywne reguły. Podstawową zasadą jest chęć wytrwania w trzeźwości. Historia AA sięga lat 30-tych XX wieku. W 1935 roku, w stanie Ohio w USA spotkało się dwóch alkoholików - człowiek interesu i znany chirurg. Obaj próbowali różnych kuracji i kilkakrotnie przebywali w szpitalach. Bez skutku. Poznając się przypadkiem, stwierdzili zadziwiający fakt: gdy jeden z nich usiłował pomagać drugiemu, sam pozostawał w trzeźwości. Swoim spostrzeżeniem podzielili się z innymi i zaczęli oferować wsparcie kolejnym alkoholikom. Nieznani z nazwisk kontynuatorzy tej tradycji, w 1939 roku spisali swoje doświadczenie. Powstała książka "Anonimowi Alkoholicy", która zapoczątkowała powstanie Wspólnoty. Pierwsze grupy w Polsce zaczęły powstawać latach 70 - tych. Grupę AA może założyć każdy, nie ma żadnych formalnych wymogów. - Spotykamy się zwykle raz w tygodniu, na tak zwanych mityngach, i po prostu opowiadamy o swoich doświadczeniach, problemach, sukcesach - mówi Jerzy. - Tutaj najważniejsze jest zaufanie i trwałe, bezinteresowne więzi. No i świadomość, że innym się udało... Droga do wyzwolenia z nałogu nie jest jednak łatwa. Jerzy wskazuje, że walkę z alkoholizmem podejmuje jeden na dziesięciu pijących. Z dziesięciu, którzy chcą być trzeźwi, udaje się jednemu... Organizowane co 5 lat zloty pokazują jednak, że społeczność AA stale się powiększa i coraz więcej ludzi chce taką walkę podjąć. - Kończymy je z ogromnym zastrzykiem pozytywnej energii - mówi wrocławianin. - Nie jesteśmy sami i mamy wokół siebie mnóstwo ludzi, którym się udało. Kornelia Trytko