W stolicy Dolnego Śląska działa 20 rodzinnych domów dziecka. To miejsca, w których przebywają dzieci pozbawione opieki swoich biologicznych rodziców. Różnią się one od tych klasycznych, państwowych, ponieważ dzieci wychowują się tam tak jak w normalnej rodzinie. Dzieci wychowane w państwowych domach dziecka, po skończeniu 18 roku życia często nie wiedzą co tak naprawdę robić w dorosłym życiu, ponieważ nikt na nie czeka i nikt nie pomaga. Wychowankowie rodzinnych domów radzą sobie zupełnie inaczej. Władze Wrocławia uważają, że warto było ponieść ogromne koszty stworzenia sieci takich miejsc. - Zrobiliśmy to po to, żeby dzieci, które dziś są w domach dziecka nie powiększały rzeszy bezrobotnych, nie powiększały rzeszy ludzi bezradnych. Dzieci, które przejdą przez rodzinny dom dziecka często mają dużo wyższe wykształcenie i prawie zawsze rodzinny dom dziecka przygotowuje je do w pełni samodzielnego życia, nawet znajdując mieszkanie - mówi Sławomir Piechota z zarządu Wrocławia. Wrocławski reporter RMF Maciej Sas rozmawiał z Joasią, która jeszcze do niedawna mieszkała w tak zwanym "bidulu". Kilka miesięcy temu trafiła do domu państwa Jolanty i Janusza Nowaczek. Dlaczego woli mieszkać u nich? Posłuchaj relacji: