Niestety - żyjąc w mieście dziki nie potrafią opanować swoich zwyczajów, w końcu są to dzikie zwierzęta. Dlatego trzeba zmniejszyć ich populację co najmniej o kilkadziesiąt sztuk. Zwierzęta ryjąc w wałach przeciwpowodziowych osłabiają ochronę miasta przed wodą. Dziki mają także na sumieniu zniszczone pola uprawne i ogródki działkowe. Dodatkowo w marcu zwykle pojawiają się młode, wtedy samice mogą być rozdrażnione i stwarzać niebezpieczeństwo dla ludzi. - Prawdziwy dzik nie ma nic wspólnego z tym z wiersza Brzechwy - mówi Radosław Ratajszczak, dyrektor wrocławskiego ZOO. - Wiersz Brzechwy to gruba przesada. Dziki nie atakują bez naprawdę poważnego powodu. Na widok człowieka po prostu uciekają, czasami wprawdzie mogą przebiec po człowieku, ale tylko wtedy, gdy poczują się osaczone i nie będzie innej drogi ucieczki - zaznacza. Dyrektor ogrodu nie wierzy też w skuteczność planowanych przez miasto łowów. - Wywożenie do lasu nic nie da - mówi. - Część z dzików wróci tu znowu. Pamiętajmy, że sami stworzyliśmy im doskonałe warunki do życia. Wszystko co można zrobić to po prostu zaakceptować ich obecność - dodaje.