Reporterka RMF FM ustaliła, że już na samym początku sprawy pojawiły się nieprawidłowości. Chociaż dziewczyna była przesłuchiwana przez kobietę, to rozmowa ta nie została przeprowadzona w tak zwanym ?niebieskim pokoju". Zainstalowane tam kamery wideo nagrywają przebieg spotkania. Pozwala to kolejnym policjantom, czy prokuratorowi zapoznać się z przebiegiem wydarzeń bez ponownego osobistego przesłuchania ofiary. W tym przypadku jednak nikt nie zadbał o to, by Ewa znalazła się w tym pokoju. Co więcej zaraz po przesłuchaniu, a odbywało się ono w piątek, dziewczynę powinien zbadać lekarz z Zakładu Medycyny Sądowej. Stało się jednak inaczej. - Kiedy policjantka zakończyła czynności związane z przesłuchaniem ofiary, okazało się, że nie ma już możliwości przeprowadzenia badania w Zakładzie Medycyny Sądowej. Zakład był już nieczynny. Policjanci powinni byli podjąć działania zmierzające do tego, żeby jednak wszystkie badania zostały wykonane niezwłocznie - niezwłocznie zabezpieczyć wszystkie ślady - powiedział rzecznik dolnośląskiej policji komisarz Sławomir Cisowski. Powinni, ale nie zadbali. Zgwałcona dziewczyna została więc zbadana dopiero w poniedziałek. W stosunku do policjantów prowadzących tą sprawę zostały wyciągnięte konsekwencje dyscyplinarne. Ale to nie koniec. Potem matka Ewy musiała udowadniać, że jej córka nie jest narkomanką, bo to sugerowali podejrzani o gwałt. - No dobrze, a gdyby nawet była narkomanką, to znaczy, że wolno gwałcić? - pytała retorycznie matka Ewy. Dziewczyna przeszła więc serię badań wykluczających obecność narkotyków w jej organizmie. W Karcie Praw Ofiary jest wyraźnie powiedziane, że postępowanie powinno być prowadzone w taki sposób, by nie zmuszać ofiary do wielokrotnego przeżywania tragedii. Jednocześnie zaznacza się, że taki tok postępowania powinien być prowadzony w ?miarę możliwości". Wygląda więc na to, że w tym przypadku nie było takich możliwości - dziewczyna była przesłuchiwana kilka razy. Podczas ostatniej próby samobójczej 17-latka połknęła 206 różnych tabletek. W liście pożegnalnym pisze, że śmierć jest jej jedynym wybawieniem, ale i tym razem nie udało jej się rozstać z tym światem. Matka Ewy twierdzi, że podobnie jak oprawcy jej córki, tak samo policja i prokuratura wyrządziły dziewczynie ogromną krzywdę. - Córka nie mogła się z tym pogodzić, z tym bólem i z tym przychodzeniem od nowa. Po prostu ta rana, która się tak troszeczkę - nam się wydawało - zabliźnia, ona zaczyna być rozdrapana na nowo. I to coraz głębiej - opowiada matka Ewy. Prokurator Leszek Karpina, rzecznik wrocławskiej Prokuratury Okręgowej zapewniał RMF, że prokurator, który prowadzi sprawę nie pastwi się nad Ewą i nie robi tego celowo. Po prostu w tej sprawie pojawiają się coraz to nowe okoliczności, które trzeba wyjaśnić, żeby oskarżyć kogoś o porwanie przetrzymywanie i gwałt, trzeba mieć w ręku niezbite dowody. Stąd te wielokrotne przesłuchania Ewy - dodał Karpina. Sprawa jest delikatna, ale każdy powinien mieć prawo do uczciwego procesu zarówno ofiara jak i przestępcy. Obserwując tę sprawę nie dziwi, że tylko jedna kobieta na trzy zgłasza się na policję po tym, jak została zgwałcona. Procedura w takim przypadku jest uciążliwa, a wszelkie przesłuchania tylko rozdrapują rany.