Scenariusz napadów był zawsze taki sam: najpierw bandyci obserwowali daną placówkę, później samochodem podjeżdżali w pobliże miejsca przestępstwa. Jeden z nich obserwował czy nikt nie nadchodzi, a pozostali wchodzili do obiektu, terroryzowali pracowników pistoletem i rabowali pieniądze lub inne cenne przedmioty. W czasie jednego z napadów przestępcy strzelali do pracownika stacji benzynowej, który próbował ich gonić. Na szczęście strzały nie były celne. Choć skazani działali tylko trzy miesiące, sędzia prowadzący sprawę uznał, że bandyci stworzyli jedną z groźniejszych zorganizowanych grup przestępczych w historii wrocławskiego sądownictwa.