Być może ktoś nazwie to chuligańskim wybrykiem, inny aktem wandalizmu. Mnie ten spontaniczny gest wielce ucieszył, bo przypomniał dobitnie, z jakim pomnikiem mamy do czynienia. Więcej! Po raz pierwszy od lat pomnik przydał się do manifestowania czegoś więcej, niż tchórzliwa i koniunkturalna obrona świętego spokoju, co nieodmiennie prezentują włodarze miasta. Niewidzialna ręka nie mogła wybrać lepiej. Manifestując swój sprzeciw wobec agresji na suwerenny, choć - przyznajmy - niezbyt mądrze rządzony kaukaski kraj, prowokuje równocześnie mieszkańców miasta do bardziej trzeźwego spojrzenia na pomnik, który tylko idioci mogą uznawać za godne upamiętnienia dziedzictwo historii. Powiedzmy zatem po raz setny. Pomnik Jana i Iwana z dziewczynką na rękach to jaskrawe, kłujące w oczy dziedzictwo stalinizmu w Polsce, symbol zniewolenia Polski przez armię, której spadkobiercy pacyfikują dziś niepodległa Gruzję. To pomnik haniebny, bo gloryfikuje armię, która ręka w rękę z hitlerowskim Wehrmachtem dokonała agresji na Polskę w 1939 roku, upamiętniając stalinowskich zbrodniarzy z gwiazdami na czapkach, którzy mordowali Polaków w Katyniu i na zesłankach do "nieludzkiej ziemi". To wreszcie kuriozalny monument "wdzięczności" za kilkadziesiąt lat zniewolenia Polski, którego finał nastąpił ledwie 15 lat temu. Dziękuję ci niewidzialna ręko za to przypomnienie, które nastąpiło w najwłaściwszym z możliwych momencie. Może zielony protest i jego wymowa przemówią wreszcie do rozumu i serc gospodarzy legnickiego ratusza. Bo jak nie teraz, to kiedy? Autor: Grzegorz Żurawiński