Słup ognia sięgał 60 metrów wysokości. Strażacy od wczoraj próbują nie dopuścić, by ogień przeniósł się na pozostałe trzy szyby i drugą z wież wiertniczych. Sztab kryzysowy bierze pod uwagę trzy metody postępowania przy gaszeniu pożaru. - Na początek spróbujemy zaczopować otwór, skąd wydobywa się gaz. Dlatego musimy dostać się w pobliże szybu. Temperatura pod głowicą otworu ma jedynie 25 stopni Celsjusza. Jeśli uda się nam wtłoczyć tam wodę, będzie po akcji - powiedział Zbigniew Szczygieł, komendant wojewódzki straży pożarnej we Wrocławiu. - Ten pomysł jest tu najprostszy i jednocześnie najszybszy - ocenił. W Wierzchowicach trwają też przygotowania do zastosowania drugiej metody - budowany jest zbiornik wodny o pojemności 3 tys. m sześc. Woda ze zbiornika przy pomocy pomp i działek wodnych ma zalać otwór, z którego ulatnia się gaz. - Jeśli to się nie powiedzie, zastosujemy trzecie wyjście, czyli otwór ratunkowy. Ok. 300 m od płonącego szybu powstanie inny, którym wtłoczona będzie woda, by przerwać dostawy gazu - mówił Szczygieł. Wciąż nie są znane straty spowodowane wybuchem. Rzecznik miejscowej straży pożarnej, Andrzej Szcześniak zapewnia, że okoliczni mieszkańcy nie są zagrożeni. Nie ma więc konieczności ewakuacji. Mimo tych uspokajających komunikatów, mieszkańcy okolicznych wsi boją się o swoje życie. Niektórzy z nich już wczoraj przygotowali się do ewakuacji. Gospodarzem terenu, na którym doszło do wybuchu, jest Zielonogórski Zakład Górnictwa Nafty i Gazu. Jego pracownicy uznali wypadek za błąd w sztuce wiertniczej. Przedsiębiorstwo ma 40-letnią koncesję na prowadzenie w Wierzchowicach podziemnego magazynu gazu - w przyszłości jednego z największych w Europie. Sztab akcji gaszenia ulatniającego się gazu ziemnego z szybu wiertniczego w Wierzchowicach koło Milicza wciąż nie zna przyczyn wybuchu. Ma je ustalić w ciągu kilku dni specjalna komisja. Członkowie sztabu spotkali się dzisiaj z dziennikarzami. - W momencie zdarzenia prowadzone były prace przy rozbudowie magazynu gazu ziemnego. Dopiero specjalna komisja oceni, dlaczego doszło do tego wybuchu, to jednak potrwa parę dni - powiedział Mieczyław Jakiel, wiceprezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. W czasie trwającej od niedzieli akcji ucierpiało już pięciu strażaków: trzech zatruło się dymem, dwóch doznało niewielkich obrażeń. Strażaka z raną kolana przewieziono do szpitala. 22 lata temu doszło do podobnego zdarzenia w Karlinie w Zachodniopomorskiem. W kopalni ropy naftowej, w szybie Daszewo I doszło do erupcji. Z ziemi z potworną siłą buchały zwały ognia. Gaszenie ropy trwało kilkanaście dni.