Gimnazjalistka Ola Karpiel (kl. I), Natalia Kozioł (kl. V) i Ania Żurowska (kl. VI) z Zespołu Szkół Integracyjnych oraz ich koleżanka Ania Rzepecka z Gimnazjum nr 1 (kl. III) zachowały się bardziej dojrzale i odpowiedzialnie niż niejeden dorosły w takiej sytuacji. Do zdarzenia doszło w zeszłym tygodniu, po południu. Uwagę na młodą kobietę dziewczęta zwróciły już w okolicy szpitala, jak m.in. wyrywała się pielęgniarce, kiedy ta chciała ją zatrzymać na izbie przyjęć. - Później Ola się zapytała, co się stało - mówi Natalia. - Ta pani powiedziała, że chce iść na pociąg, no to wskazałyśmy jej drogę, którą akurat szłyśmy - uzupełnia Ola. Nagle, w okolicy mostu kolejowego na ul. Skośnej, dziewczęta zobaczyły, że kobieta przystanęła i niebezpiecznie zaczęła się wychylać. Rozłożyła ręce, jakby chciała latać. - Zaczęłyśmy krzyczeć, żeby zeszła, pytać, co się stało. Powiedziała nam, że jej mąż bierze ślub z inną kobietą, że ona chce się zabić... Później doszła Ania Rzepecka - ona bardzo dużo rozmawiała z tą panią, my też ją przekonywałyśmy... Rozmawiałyśmy z nią, jak z dzieckiem - relacjonują zdarzenie uczennice ZSI. - W końcu Natalia zapytała się, co jest ważniejsze: mąż czy życie - mówi Ola. - Potem zadzwoniłam na policję... Dziewczętom udało się powstrzymać 24-letnią kobietę, która - jak informuje kłodzka policja - oddaliła się z kłodzkiego szpitala. Poczekały na przyjazd radiowozu i pogotowia. Ponownie wcieliły się w rolę psychologów i przekonały ją, aby wsiadła do ambulansu. Dziewczęta przyznają, że już kiedyś znalazły się w podobnej sytuacji, kiedy natknęły się na nieprzytomnego mężczyznę, leżącego na łące: - Ale to drugie zdarzenie było gorsze, bo ten człowiek zemdlał, a ta pani chciała się zabić - dodaje Natalia. Wzorce wyniesione z domu, program wychowawczy szkoły, cechy osobiste młodego człowieka - wszystko to, tylko w różnych proporcjach, kształtuje postawę w trudnej sytuacji, w jakiej znalazły się: Ola, Natalia i obie Anie. W tym przypadku warto jednak zwrócić uwagę na placówkę, w której się uczą - Zespół Szkół Integracyjnych. - Mamy uczniów niepełnosprawnych, zdarzały się dzieci z epilepsją, uczyliśmy, jak postępować z dziećmi z cukrzycą i zdarza się, że trzeba komuś udzielić pomocy, a nie zawsze w pobliżu jest osoba dorosła - mówi dyrektor Iwona Banyś. - U nas uczniowie są przyzwyczajeni do tego, żeby szybko zareagować i zadbać o to, aby tej osobie nie stała się krzywda, dopóki ktoś dorosły nie przyjdzie. Dużo uwagi poświęcamy na przekonanie uczniów, że nie można być obojętnym, bo każdy może znaleźć się w takiej sytuacji i nikt nie udzieli nam pomocy. mm