Rocznie w Polsce przychodzi na świat 600 wcześniaków, które ważą niespełna kilogram. Są narażone na setki zarazków. Spośród nich jednym z najbardziej niebezpiecznych jest wirus oddechowy. Można je przed nim zabezpieczyć, podając lek o nazwie Synagis, Działa on podobnie jak szczepionka. Na Dolnym Śląsku 12 dzieciom odebrano szansę leczenia Synagisem. Madzia Mandys urodziła się w styczniu tego roku, trzy miesiące przed terminem. Ważyła 800 gramów. Przeszła sepsę i dwa razy zapalenie płuc. Jej mama już nie liczy, ile razy dziewczynka miała zapalenie oskrzeli i infekcję gardła. Synagis Magda miała dostać we wtorek. W poniedziałek do jej mamy zatelefonowała lekarka, że wizyta w szpitalu jest odwołana. - To był dla nas dramat. Mała dostała pierwszą dawkę leku miesiąc temu. Teraz miała być kolejna, a tu nagle trzeba było przerwać leczenie - płacze Izabela Mandys. W takiej sytuacji jak Magda jest 11 innych dzieci z całego Dolnego Śląska. Urzędnicy z dolnośląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia odmówili zapłacenia za lek, bo dyrekcja szpitala, gdzie leczone są wcześniaki, we wniosku o dofinansowanie popełniła błędy formalne. - Dostaliśmy informację, że NFZ nie zapłaci za Synagis - tłumaczy Wanda Poradowska-Jeszke, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Pediatrycznego. - A szpitala nie stać na wyłożenie ponad 150 tys. zł - rozkłada bezradnie ręce. Joanna Mierzwińska, rzeczniczka dolnośląskiego NFZ tłumaczy, że Fundusz nie może zapłacić za lek, bo we wniosku o sfinansowanie terapii Synagisem zabrakło informacji, że lek będzie stosowany podczas leczenia dzieci w szpitalu. Bez tego warunku Fundusz nie może zapłacić. - Zawsze finansowaliśmy podanie tego preparatu - tłumaczy Jacek Kubica, zastępca dyrektora ds. medycznych w dolnośląskim oddziale Funduszu. - Ale tym razem dyrekcja szpitala nie zaznaczyła, że dzieci są w trakcie hospitalizacji. To wiąże nam ręce - dodaje. Od kwietnia zeszłego roku lekarze pomogli Synagisem 53 dzieciom z Dolnego Śląska. - Od początku spełnialiśmy kryteria i nic się nie zmieniło. I urzędnicy z NFZ dobrze o tym wiedzą - denerwuje się szefowa Dolnośląskiego Centrum Pediatrycznego. Mierzwińska zapewnia, że to nieporozumienie. W ostatnim wniosku, złożonym przez szpital, zabrakło informacji, że dzieci są leczone na oddziale. - Dlaczego więc żaden z urzędników nie zadzwonił i nie wyjaśnił wątpliwości? Wszystko byśmy uzupełnili, a dzieci dostałyby lek - zapewnia prof. Elżbieta Gajewska, która koordynuje program podawania Synagisu na Dolnym Śląsku. Zdaniem prof. Ryszarda Lauterbacha, szefa kliniki neonatologii szpitala uniwersyteckiego w Krakowie, dzieci bezwzględnie muszą dostawać lek. - Całe leczenie kilogramowego wcześniaka kosztuje ok. 60 tys. zł. Te parę tysięcy więcej nie może być problemem, kiedy przejdzie się taką drogę - czytamy w dzienniku "Polska".