Tym razem inspektorzy DIOZ trafili do domu należącego do rodziny lekarzy i medyków z Wałbrzycha. "Całodniowe próby skontaktowania się z właścicielami willi, przed którą dogorywała Yoko, skończyły się niepowodzeniem. Po kilku godzinach oczekiwania na reakcję ze strony domowników osoby zgłaszające poprosiły o naszą pomoc" - relacjonowali na Facebooku. Na miejscu zastali skrajnie zaniedbanego psa. "Śpiąca na osikanej kołdrze i rozpadającej się palecie suczka, bez dostępu do wody, z licznymi odleżynami na ciele, brudna i niewyobrażalnie śmierdząca. Właściciele kolejny raz nie kwapili się do rozmowy z nami, dlatego zapadła decyzja o jej odbiorze" - napisali. Stan krytyczny Ledwo stojąca na łapach Yoko trafiła do kliniki. Weterynarze potwierdzili jej krytyczny stan. "Anemia, apatia, z trudem utrzymywana równowaga, odleżyny, przeraźliwe zapalenie pęcherza, przerośnięte pazury, gnój w uszach i śmierdząca trupem sierść tylko potwierdziły, że pies został po prostu skrajnie zaniedbany" - opisywali inspektorzy. Podejrzewana jest również choroba autoimmunologiczna, którą jednak można skutecznie leczyć. DIOZ - przy leczeniu Yoko - współpracuje z fundacją Akity w Potrzebie. Jej przedstawiciele, widząc stan psa, określili go jako "skrajny dramat". "Po odbiorze skontaktowali się z nami opiekunowie, którzy zapewniali o świetnej opiece sprawowanej nad psem. Ostatni raz Yoko miała być u lekarza w ubiegłym roku, a jej zaniedbanie tłumaczyli podeszłym wiekiem i chorobą. Na każdy zarzut mieli wytłumaczenie, jednak nie byli w stanie wskazać chociażby karmy weterynaryjnej, którą pies miał być rzekomo karmiony" - donieśli działacze DIOZ. Właścicielom czworonoga za jego zaniedbanie może grozić do trzech lat pozbawienia wolności. "Mimo ogromnego niezadowolenia rodziny medyków, psa im nie oddamy, będziemy o niego walczyć" - zapowiedzieli wolontariusze. Nabiera sił Aktualnie Yoko jest na diecie rekonwalescencyjnej składającej się ze specjalnych mieszanek i karm w proszku. Dzielnie znosi kroplówki, bez problemu przyjmuje wiele tabletek. "Wbrew zapewnieniom oprawców Yoko nie cierpi na niewydolność nerek, a wyłącznie na przewlekłe, nieleczone zapalenie pęcherza. Każda próba sikania wiąże się z bólem i pieczeniem. To właśnie nieleczona choroba spowodowała posikiwanie, które właściciele ocenili jako starcze nietrzymanie moczu" - przekazał DIOZ.