Bieganów jest niemal jak kanion, wciśnięty między Górę św. Anny a Górę Wszystkich Świętych w Nowej Rudzie. Sama wieś też jest mocno skonfigurowana; stąd rozpościera się widok na jedyne w swoim rodzaju Góry Stołowe ze Szczelińcem Wielkim, i dalej na czeski Broumov, za to na próżno szukać miejsca, z którego wzrokiem można objąć wszystkie zabudowania, mimo że niewiele ich zostało. Ci, którzy mieszkają w najgłębszych wąwozach, są szczęśliwcami, bo wodę mają w studniach. Ale z jej jakością bywa różnie. Podobno nie spełnia norm wody do spożycia, rzekomo, bo nikt nigdy nie zlecił jej badania, nikt też się nie zatruł. - Moim zdaniem ta woda się do niczego nie nadaje, chyba że do podlewania kwiatków - mówi wójt gminy Sławomir Karwowski. - Poza tym, jak przestała działać kopalnia, w innych miejscach poziom wody w studniach się podwyższył, a w Bieganowie się obniża. "Pani nie wie, co to znaczy oszczędzać wodę" Ale w Bieganowie są miejsca, gdzie studnie od lat są suche, jak np. u sołtysa, Tadeusza Błazika. I nikt lepiej od niego i jego rodziny nie wie, co to znaczy oszczędnie gospodarować każdą kroplą. - Pani nie wie, co to znaczy oszczędzać wodę - stwierdza krótko. I ma rację. - Tej, w której się człowiek umył, to się nie wylewa, tylko zostawia, żeby wymyć podłogi. Jak myjemy naczynia, to tak samo: talerze polewa się samą wrzącą wodą, żeby spłukać tłuszcz, a później tę samą wodę wlać do miski psom i kotom... I to ma być XXI wiek?! Wodę musi dowozić na własną rękę, bo inaczej mieć jej nie będzie. Ale z transportem również nie jest łatwo, i też nikt sobie nie wyobraża, jaki to jest wysiłek i jakie potrafią przy tym mnożyć się problemy, zwłaszcza zimą. W styczniu jednej z wypraw do hydrantu omal nie przypłacił życiem. - Mrozy były, jakieś 12 st. C. Nie mogłem uruchomić ciągnika, zacząłem się denerwować, bo czas leciał, a ja przecież byłem umówiony z pracownikiem "wodociągów" przy hydrancie, więc wpadłem na ryzykancki pomysł. Kiedy próbowałem wyciągnąć akumulator z ciągnika, by go jakoś podładować, a pani wie jaki jest potężny, ucho się urwało... Efekt był taki, że stracił równowagę i ostatecznie trafił na chirurgię szczękową. Wybrana grafika W Bieganowie oszczędzanie wody nabiera zupełnie innego wymiaru. Zmywarki do naczyń, ekonomiczne prysznice łazienkowe czy ogrodowe baseny ustępują tu miejsca starej beczce zakupionej na wyprzedaży w pegeerze. To ona staje się tu najcenniejszym nabytkiem, bo gwarantuje zaopatrzenie suchej studni w wodę. Tutaj wysoką ceną ma nawet deszczówka. Kto chce żyć w takich warunkach? Chyba tylko ten, kto nie ma dokąd odejść. A takich osób pozostało niewiele - niespełna trzydzieści. - Kiedyś było około 70 gospodarstw, a w każdym 6-7 osób. Był sklep, szkoła, kursował autobus. Dziś po wielu zabudowaniach nie ma śladu - dodaje T. Błazik. I tak wyrósł argument nie do zbicia przez co najmniej 20 lat, którym dość chętnie posługiwali się lokalni samorządowcy: w Bieganowie nie ma dla kogo budować wodociągu. Dla kogo ten wodociąg? O Bieganowie i jego bolączkach z sołtysem T. Błazikiem po raz pierwszy rozmawiałam w czerwcu...10 lat temu. Tak powstał krótki artykuł pt. "Zapomniana wioska". Problem braku wody stał na pierwszym miejscu. Podczas spotkania kilka lat później sytuacja była identyczna, a do tego brak jakiejkolwiek iskierki nadziei, że może jednak za dwa lata, może za pięć zmieni coś się na lepsze. Nic. - To było ciągłe odbijanie piłeczki: Mówiono: "Dla kogo to robić?" "Mało was tam jest". Z drugiej strony: "A co my tu będziemy robić, jak inwestować, przecież tu nie ma wodociągu". Kto tu mieszka, nikt nie rozszerzał działalności, bo jak bez wody bydło utrzymać, jak można budować dom - wspomina T. Błazik, który tyle czasu, ile jest sołtysem - blisko 25 lat, walczy o wodociąg. Tym samym wieś skazana została na wyludnienie się, równocześnie na powolne obumieranie, mimo że każdy obcy, kto tu zaglądnął przejazdem, był pod jej wrażeniem. Unia weszła do Bieganowa W 2006 roku zmienił się wójt noworudzkiej gminy, w ciągu trzech lat powstały nowe możliwości finansowania inwestycji infrastrukturalnych na polskiej wsiach. Przeobrażenia okazały się na tyle silne, że dotarły do Bieganowa. - Myślę, że jedno i drugie - odpowiada T. Błazik pytany o przyczynę takiego postępu. - Zmieniło się nastawienie władzy i pojawiły się możliwości finansowe...Może dzięki temu, że weszliśmy do tej Unii, że jest powiedziane: wszystkie wsie i miasta powinny być zwodociągowane prawie w stu procentach. Wójt S. Karwowski pytany o zainteresowanie ze swojej strony Bieganowem, odpowiada krótko: - W końcu trzeba było się za to zabrać. Założyłem sobie, że doprowadzę tu wodę i mam nadzieję, że ta inwestycja przywróci życie w tej miejscowości. To jest bardzo atrakcyjny teren, zwraca uwagę np. wrocławian. Widać, że takie umotywowanie inwestycji przekonało Zarząd Województwa Dolnośląskiego, bowiem projekt "Budowa sieci wodociągowej w miejscowości Bieganów" został zarekomendowany do dofinansowania w ramach Działania 4.2 Infrastruktura wodno-ściekowa w Priorytecie IV (Środowisko i bezpieczeństwo ekologiczne) Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Dolnośląskiego na lata 2007-2013. A to - mówiąc najprościej - oznacza, że w przyszłym roku w Bieganowie wybudowany zostanie wodociąg o łącznej długości 7 kilometrów. - Założenie jest takie, że obejmiemy nim wszystkie działki budowlane - dodaje wójt. Od wody trzeba zacząć Mieszkańcy Bieganowa zadowoleni są z faktu, że we wsi będzie wodociąg, ale w głosie niektórych pobrzmiewa żal, że tak późno. - Moich dzieci już tu nie ma, a ja ile pożyję. Gdyby to było wcześniej, to dom byśmy rozbudowali... - mówią ci najstarsi, samotni. Górzyste ukształtowanie terenu i kiepska klasa ziemi powodują, że nie była i nie jest to kraina mlekiem i miodem płynąca. Wiele gruntów leży dziś odłogiem, bo jak tu zaciągnąć rolnika. No, chyba że jest Andrzej Durda, który jako pierwszy w powiecie kłodzkim zdecydował się na prawdziwe gospodarstwa ekologicznego i prowadzi je do dziś. Jest to jedna z tych jaskółek, które, w przeciwieństwie do malejącej liczy mieszkańców, zwiastują nie umieranie a odradzanie się wioski. Są też kolejne, np. zainteresowanie mieszkańców dużych miast, który chętnie wiedzieliby tu swój zaciszny "kąt", ale żeby się zatrzymali, trzeba dać im coś więcej niż tylko wrażenia z widoku na Szczeliniec. Owa woda zapowiada wręcz nowe życie. - Bo co jest potrzebne do wybudowania domu? Energia, która jest, woda i drogi, których wykonanie blokuje nam jeszcze ta budowa wodociągu - puentuje gospodarz gminy. MAŁGORZATA MATUSZ