Autor zdjęć Franciszek Grzywacz wspomina jak udało mu się przejść za szczelny mur i zdobyć zaufanie radzieckich decydentów. - Kiedy prezydent Wałęsa podpisywał opcję zerową wycofania wojsk radzieckich, 22 maja 1992 roku, wtedy pomyślałem właśnie, że coś ucieka. Wcześniej nigdy nie sfotografowałem ani jednego Rosjanina. Tym tematem w ogóle się nie interesowałem. Od tego momentu zapragnąłem dostać się z aparatem za mur . Kontaktowałem się z decydentami jednostki, aby mnie wpuszczono - powiedział autor albumu. Przez kilka miesięcy nie było jednak żadnej reakcji. Dopiero pod koniec listopada odebrał telefon z biura prasowego, że jest msza w cerkwi prawosławnej za duszę świętej pamięci generała Wiktora Dubynina. Po tym wydarzeniu wszystkie drzwi radzieckiej jednostki stały przed nim otworem. Do tej pory nie wie co wpłynęło na zmianę decyzji decydentów. Gabinet dowódcy Północnej Grupy Wojsk Radzieckich, laboratorium szpitalne, piekarnie oraz wiele innych niedostępnych miejsc zostało uwiecznionych na fotograficznej kliszy. Autor był świadkiem wielu uroczystości ważnych dla jednostki. Od tych oficjalnych po bardziej kameralne. Efekty pracy można oglądać w albumie i na wystawie w Akademii Rycerskiej. - Zrobiłem około 500-600 zdjęć, z czego w albumie znajduje się blisko 150. Podczas tych wizyt za mur poznałem bardzo wielu przyjaznych ludzi. Między innymi Ludmiłę Pietuchine, ostatnią tłumaczkę w jednostce - powiedział Grzywacz. Ludmiła jest autorką emocjonalnego komentarza do albumu. Niestety nie mogła przyjechać na dzisiejszą promocję z powodu problemów z otrzymaniem wizy. Jednak już zapowiedziała swój przyjazd do Legnicy. - Planuje nas odwiedzać w listopadzie. Będzie to jej pierwsza wizyta w Legnicy od 1993 roku - dodaje autor. W książce znajduje się wiele ciekawych i mniej znanych informacji. Chociażby nazwy niektórych jednostek. Ta przy ul. Złotoryjskiej nazywała się "Kwaśne mleko", a magazyny żywności to po prostu "trzech grubasów". Podczas promocji albumu w akademii Rycerskiej w Legnicy obecny był także marszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński. Oglądając zdjęcia miał szansę skonfrontować je ze swoimi doświadczeniami. W latach 80 wielokrotnie odwiedzał jednostkę. Spytaliśmy byłego ministra obrony narodowej czy zdjęcie nie są zbyt lukrowane? -Teraz oglądałem album i wspominam sobie te stare czasy. Wojsko ma to do siebie, że tam jest zawsze porządek. Łóżka są zasłane, gabinet jest porządny, uporządkowany i czysty. Tak to było. Tak jest w każdej armii, która działa w czasach pokoju, a nie w czasie wojny, więc te zdjęcia oddają tamtą rzeczywistość w dużym stopniu. Ale oczywiście zdjęcie bez uzupełnienia tego o duszę jest tylko zdjęciem. Do tego trzeba dodać klimat, atmosferę i pamięć o tamtych dniach i latach, która jest w świadomości legniczan - powiedział Jerzy Szmajdziński. Autor zapowiada, że ma pomysły na kolejne albumy. Na razie jednak nie zdradza co to będzie. Autor: ps