- Mogłabym pójść do więzienia, ale nie oddam dzieci do domu dziecka - protestuje kobieta. W zakładzie karnym powinna zgłosić się dziś. Tymczasem tylko w okręgu wrocławskim na wykonanie wyroków oczekuje ponad 3,5 tysiąca osób. Kiedy postanowiła odejść od męża, nie miała dokąd pójść. Z czwórką pociech zajęła pustostan przy ulicy Wysockiego. - Nie miałam wyjścia. Mąż to alkoholik, stosował przemoc wobec mnie i dzieci. Musiałam uciec - mówi nam zrozpaczona Monika Stańska. - Nie liczyłam się z konsekwencjami, chciałam zacząć od nowa, żeby dzieci miały normalny dom. Sąsiadom nowi lokatorzy przeszkadzali, więc wynieśli się w grudniu 2005 r. i powiadomili o tym prokuraturę. - Myślałam, że sprawa jest zakończona, skoro opuściliśmy ten lokal - przekonuje kobieta. O tym, że wówczas się myliła, przekonała się dopiero niewiele ponad tydzień temu. Zaocznie skazana Pani Monika z konkubentem wynajęła mieszkanie. Najemca podniósł czynsz. We wrześniu ubiegłego roku znowu nielegalnie zajęli pustostan. Tym razem przy ul. Moniuszki. I tu zaczęły się ich prawdziwe kłopoty. Sprawa trafiła do sądu. W maju tego roku otrzymali wyroki - po 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. - Wówczas nie było mowy o żadnym innym wyroku - denerwuje się pani Monika. Jednak po czasie sąd dopatrzył się, że w poprzedniej sprawie również zapadł wyrok (zaoczny - 4miesiące więzienia) za zajęcie pustostanu i przez to został odwieszony. Stańska twierdzi, że nie była wówczas nigdzie wzywana i nie miała o tym pojęcia. Pod koniec września otrzymała wezwanie do stawienia się w zakładzie karnym. Termin: 8 października 2007. - Od razu napisałam prośbę, żeby mi zamieniono karę więzienia na prace społeczne, w odpowiedzi sąd każe mi wpłacić 80 zł, inaczej nie rozpatrzy mojego pisma - żali się kobieta. - Żyję z opieki społecznej, skąd mam na to wziąć? Mamo, zrób nam śniadanie Z panią Moniką spotkaliśmy się w "jej" mieszkaniu. Umówiliśmy się rano, bo później miała wyruszyć do "wszystkich ważnych osób w mieście", by jej pomogli. Skromny przedpokój jest zarazem kuchnią. Są jeszcze dwa niewielkie pokoje. Dzieci (Andżelika - 9 lat, Sandra - 6 lat, Natalia - 5 lat i 3-letni Dawid) ciekawe tego, kto przyszedł. Nieśmiało szarpią mamę za rękaw - "Zrób nam śniadanie". Najstarsza córka właśnie poszła po świeże bułki. Pani Monice łzy cisną się do oczu, ale nie płacze. "Ważne osoby" jej nie pomogą, bo złamała prawo. - Osoba zajmująca samowolnie lokal mieszkalny do czasu jego opuszczenia nie może ubiegać się o przyznanie uprawnień do jakiegokolwiek lokalu stanowiącego własność gminy Wałbrzych - wyjaśnia rzeczniczka prezydenta. Obecnie na lokal socjalny oczekuje w Wałbrzychu 410 rodzin, a na lokal do remontu we własnym zakresie 1012. Rozpaczliwie szuka pomocy - Sąd nie tylko miał prawo, ale obowiązek odwiesić pierwszy wyrok - tłumaczy sytuację Moniki Stańskiej sędzia Tomasz Białek. Kiedy pytamy, czy kobieta może coś jeszcze zrobić, by nie zabrano jej dzieci do domu dziecka, ucina krotko: - Nie mogę udzielać jej porad prawnych. Musi udać się do adwokata. Na to pani Moniki nie stać. Jednak za naszym pośrednictwem zgłasza się do radnego Dariusza Lendy, prawnika. - Wykonanie na tej pani wyroku z ludzkiego punktu widzenia jest wręcz niemoralne - podkreśla Lenda. Zwłaszcza, gdy spojrzeć na statystkę. Tylko w okręgu wrocławskim na odsiadkę oczekuje ponad 3,5 tysiąca osób, w całej Polsce 47 tysięcy. Zdaniem Lendy jedyną szansą jest zwrócenie się do sądu o odroczenie wykonania wyroku ze względu na dzieci. Takie pismo pani Monika, pod jego dyktando, miała skierować do sądu. Teraz pozostaje tylko czekać. Magdalena Sośnicka-Dzwonek