Ulica Kuźnicza - serce, a w każdym razie jego najstarsza i główna aorta - będzie na wiosnę modernizowana. - Dzięki temu wykopiemy z niej skarby, o większości których nie mamy nawet pojęcia! - emocjonuje się prof. Teresa Kulak, historyk Uniwersytetu Wrocławskiego. Swoje tajemnice ulica Kuźnicza skrywa od XIII wieku. Nie zbadał jej jeszcze żaden archeolog czy historyk. Ponad siedem wieków dziejów miasta skupiało się na tej ulicy jak w soczewce. Właśnie dlatego możliwość dostania się do jej wnętrza, do wnętrza serca miasta, wprowadza naukowców w stan napięcia i oczekiwania. - O ulicy Kuźniczej można długo opowiadać, ale głównie w kontekście dziejów miasta, ponieważ niewiele znany szczegółów z jej historii - mówi prof. Teresa Kulak. - A przecież tak naprawdę, to Kuźnicza od stuleci stanowiła część głównej arterii Wrocławia, od niej zaczyna się, można rzec, mieszczańska historia grodu. Wraz z ulicą Świdnicką i wschodnią stroną Rynku, tworzyła główny trakt komunikacyjny, prowadzący z południa na północ, w kierunku na Poznań. To przez nią przejeżdżały kupieckie karawany jadące z Wiednia, Pragi, Krakowa oraz ciągnęły książęce, królewskie i cesarskie orszaki. To niedaleko od niej powstało pierwsze miejsce uciech i miłości, a potem - przy jej końcowym odcinku - pierwsza wyższa uczelnia w mieście. Zajazdy i nierządnice Ulica Kuźnicza wytyczona została, jak całe centrum Wrocławia, dzięki Henrykowi Brodatemu. W 1212 roku przeniósł on swoją książęcą siedzibę z Ostrowa Tumskiego na lewy brzeg Odry, rozpoczynając w ten sposób nowy etap w dziejach miasta. W miejscu, gdzie teraz stoi uniwersytet wybudował zamek, obok którego prowadziła przeprawa na prawy brzeg Odry. Ze względu na tę komunikacyjną rolę, przy ulicy wyrastały jak grzyby po deszczu, zajazdy i karczmy. Niedaleko od ulicy Kuźniczej, u wylotu ulic Więziennej i Odrzańskiej była znana w mieście Wróblowa Górka, popularnie zwana też Górą Wenus, w rzeczywistości był to rejon domów publicznych i "nierządnic", gdzie przybywały osoby poszukujące uciech i płatnej miłości. W pewnej mierze była Góra Wenus namiastką tego, czym dziś jest w Amsterdamie Dzielnica Czerwonych Latarni. Lód pod ziemią w czerwcu? O ile wczesne dzieje ulicy historykom układają się w skromną, ale zawsze jakąś, mozaikę, o tyle prawie 300-letni okres sposobu jej funkcjonowania, jest jedną wielką białą plamą. - Z późniejszych źródeł wiemy, że przy ulicy stały okazałe zajazdy, z których najbardziej znany był Wjazdny Dom pod Złotym Berłem, gdzie zatrzymywali się licznie przybywający do miasta Polacy - mówi prof. Kulak. - Ciekawostką tych zajazdów było to, że obok "paradnych" do nich wejść, były również wejścia prowadzące schodami w dół, do piwnic, gdzie składowano najpewniej beczki z piwem . W XIX wieku, co wiemy z ogłoszeń prasowych, władze miasta apelowały do właścicieli domów, żeby na noc zabezpieczali te wejścia do piwnic deskami lub kłodami drewna, bo po ciemku wielu mieszczan, niekoniecznie trzeźwych, do nich wpadało, łamało nogi, nie mogło się z nich wydostać. Co jeszcze w tych piwnicach trzymano i dlaczego były takie głębokie? Dokładnie nie wiadomo. Niewykluczone, że w tych piwnicach przechowywano... lód. Wyrąbywano go zimą z Odry i zdarzało się, że przeleżał on w zimnych komorach aż do letnich upałów. Chłodzono nim żywność, ale również i trunki, których większe ilości musiano przecież gdzieś gromadzić. Krew na ulicy Jak przystało na jedną z głównych ulic miasta - właśnie tutaj rozgrywały się najbardziej dramatyczne sceny związane tak z historią miasta, jak i całej ówczesnej Europy. W końcu XVIII w. zbuntowali się wrocławscy czeladnicy przeciw swoim majstrom, a w latach 40-tych XIX wieku ulicą maszerował tłum, wybijając szyby w domach zamożnych kupców i niszcząc ich mienie. Na Kuźniczej, i innych ulicach wokół Rynku, walczono na barykadach, a krew lała się strumieniami, jak wcześniej piwo na Wróblej Górce. - Część wrocławskich mieszczan w czasie Wiosny Ludów, dała się porwać rewolucyjnej gorączce, walcząc z królewskim wojskiem o konstytucję, wolność druku i zgromadzeń - mówi z zadumą prof. Teresa Kulak. - Przyległa do Rynku Kuźnicza stanowiła epicentrum tych wydarzeń. Potem przez 100 lat była cisza i spokój, dopiero walki o Festung Breslau w 1945 roku spowodowały, że w znacznej części została niemal zrównana z ziemią. Pozostało tylko kilka budynków w pobliżu Rynku i narożne kamienice u zbiegu ulicy Kuźniczej z Uniwersytecką. Butelki pełne trunku? Ze względu na dzisiejszą zabudowę, archeolodzy na wiosnę nie będą mogli zbadać całej ulicy. Najpewniej ich prace badawcze poprzedzające modernizację ulicy skoncentrują się na placyku przed byłą szkołą, między ulicami Kotlarską a Nożowniczą. - Ale wystarczy i to - uśmiecha się pani profesor. - Właśnie tam zapewne natrafią na te ogromne piwnice, gdzie mogły się zachować jakieś naczynia lub ich fragmenty, sprzączki, ozdoby i guziki z ubrań, może też urządzenia do przechowywania lub wytwarzania piwa, a może też i wina... Najlepiej, gdyby to były pełne butelki starego trunku! Kuźnicza niespodzianka Na koniec to, o co każdy chciał zapewne zapytać na początku - skąd taka nazwa, Kuźnicza? - Tu będzie niespodzianka - uśmiecha się prof. Kułak. - Akurat w tym przypadku nie ma żadnej tajemnicy! Gdy Henryk Brodaty przeniósł swoją siedzibę na lewy brzeg Odry, jego dworowi potrzeba było wielu kowali, ślusarzy i innych rzemieślników od obróbki metali. Potrzebni byli również przejeżdżającym tym traktem podróżnym. Przynajmniej w początkowym okresie jej historii było tu po prostu dużo... kuźni. Od wiosny Kuźnicza zacznie się zmieniać. Urzędnicy mają już kompletny plan jej przebudowy - jak na razie wiadomo, że po ulicy nie będą już jeździć samochody - stanie się deptakiem. Pojawią się nowe latarnie, znikną budki z fast foodami. Nie zmieni się jednak parę rzeczy - będzie nadal, jak przez wieki, tętnić życiem i, jako jedyna w mieście, nie zmieni swojej pierwszej, funkcjonującej od XIII wieku nazwy - ulica Kuźnicza. Robert Włodarek