Dyrekcja zapowiada redukcję wszystkich grup - począwszy od lekarzy, przez pielęgniarki, a kończąc na pracownikach technicznych i administracji. Jednak konkretnych liczb nikt nie podaje. Gęstnieje za to atmosfera wśród zatrudnionych, którzy - jak mówią - siedzą na bombie zegarowej. - Wszyscy są po prostu spanikowani. Jeden czeka na drugiego. No niestety, bardzo źle się w tej chwili pracuje. Jeżeli pada takie hasło, że ileś tam osób do zwolnienia, to wszyscy są wystraszeni. A jeszcze się zapowiada, że tych osób może być więcej - powiedziała reporterowi RMF FM Maciejowi Stopczykowi jedna z pielęgniarek. Przeciwko szukaniu oszczędności kosztem pracowników już zaprotestowały wszystkie związki zawodowe. Dyrekcja tłumaczy, że radykalne zmniejszenie zatrudnienia to jedyna szansa ratunku dla generującego coraz większy dług szpitala. Jeżeli nie uda się szybko zmniejszyć kosztów, placówka będzie musiała oddać przyznane kilka lat temu 70 mln rządowej pomocy. To z kolei oznaczałoby bankructwo i pierwszy przypadek upadku szpitala klinicznego w Polsce. Jutro dyrektor ma się spotkać ze związkami zawodowymi, by rozmawiać o planach redukcji zatrudnienia. Maciej Stopczyk