Pozew o ograniczenie praw rodzicielskich trafił do sądu 15 stycznia - informuje dziennik "Polska". Co skłoniło szkołę do takiej decyzji? W opinii dyrekcji dziecko zagraża innym uczniom. Tyle tylko, że w kontrowersyjnej sprawie 10-latka, przynajmniej jak na razie, nikt nie chce zabierać głosu. Zagadkowo milczy sama szkoła. Mówić boją się też rodzice, a także nauczyciele. Matka dziecka ma nawet uprawnienia terapeutyczne. Może dlatego jest to dla nich tak krępujące. - Sprawa jest skomplikowana i trudna, tym bardziej, że dotyczy małego dziecka, a zaangażowane już zostały policja i sąd rodzinny - przyznaje w rozmowie z dziennikiem "Polska" radny Krzysztof Opaliński z zespołu kontrolnego komisji rewizyjnej. Na temat przyczyny złożenia wniosku do sądu nie chce wypowiadać się też szkoła. - Dopóki trwa kontrola kuratorium, szkoła nie będzie komentować sprawy - mówi dyrektorka SP 7 w Legnicy Joanna Maciejewska. Rodzice dziecka zaskarżyli już decyzję szkoły do kuratorium oświaty. O pomoc zwrócili się też do legnickiego urzędu i rzecznika praw dziecka. Ich zdaniem to szkoła szykanuje ich syna, a dyrekcja swoim postępowaniem wzmaga w nim tylko agresywne reakcje. Rodzice zarzucają też szkole, że nawet nie wspomina o sukcesach 10-latka, który jest w ścisłej czołówce młodych szachistów. Są też przekonani, że ich dziecko boi się chodzić do szkoły, bo nawet za błahe przewinienia trafia na przesłuchania do pokoju dyrektora. Postępowanie dyrekcji placówki jest dla obojga dużym zaskoczeniem, bo zachowanie dziecka, ich zdaniem, uległo znacznej poprawie. Kto wygra w tym kontrowersyjnym sporze o dziecko? Na razie pewno jest tylko to, że obydwie strony uparcie obstają przy swoim. Rodzice twierdzą, że ich syn jest szykanowany. Szkoła, że dziecko zagraża innym. Kto ma rację? Czy sądy zbyt pochopnie odbierają prawa rodzicielskie? Włącz się do dyskusji