Sprawdziliśmy. Okazało się, że nie od początku września tylko nie wiadomo kiedy i nie szafki, tyko miejsce na podręczniki. W wałbrzyskich szkołach nic jeszcze o tym nie wiedzą, rodzice pomysł bardzo popierają. Tornister ucznia podstawówki jest za ciężki. Waży 5, 6, a czasem nawet 8 kg. Nic dziwnego, że rodzice pomysł "szafek" uważają za trafiony w dziesiątkę. - Szkoda tylko, że dopiero teraz zaczyna się o tym mówić - uważa Dita Puchalska, mama szóstoklasisty. - W naszej szkole dyskutowano już na ten temat, jednak to rodzice mieli sfinansować szafki. Dzieci za dużo dźwigają w swoich plecakach i takie rozwiązanie zlikwidowałoby ten problem. Szafki powinny stać się standardem we wszystkich szkołach - podkreśla wałbrzyszanka. W fazie przygotowania Podobnego zdania są urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Chcą, by dzieci zostawiały część książek w szkole. Regulujące to rozporządzenie jeszcze nie zostało podpisane. Minister ma to zrobić w tym lub na początku następnego miesiąca. Najpóźniej pod koniec września wejdzie ono w życie, wtedy wszystkie szkoły będą musiały dostosować się do jego wymogów. Problem jednak w tym, że owiana tajemnicą zmiana, dla wszystkich jest zaskoczeniem. - Nic nie wiem na ten temat. Sprawdzałam na stronie ministerstwa i żadnej tego typu informacji nie znalazłam - mówi dyrektorka jednej z wałbrzyskich podstawówek. - W nauczaniu zintegrowanym, takie rozwiązanie już po części działa - to z kolei szef PSP nr 15, Paweł Łuczyński. Jeżeli chodzi o resztę, to jest to dopiero w fazie przygotowania. - Na pewno nie stanie się to wymogiem już na początku września - uważa Łuczyński. Podobnie uważa dyrektorka prywatnej placówki, Zespołu Szkół Fundacji. - Nie znam takich zapisów - mówi Ewa Piątek. - Jeżeli jednak wejdą w życie, wcale nie będę się buntować, ponieważ u nas, jeżeli chodzi o szkołę podstawową takie rozwiązanie funkcjonuje od lat - dodaje. Kto za to zapłaci? Postawą dyrektorów zaskoczona jest Bożena Skomorowska z Ministerstwa Edukacji Narodowej. - Wydaje mi się normalne to, że dyrektorzy placówek oświatowych śledzą zmiany prawa edukacyjnego - mówi. Od razu dementuje także informacje, że koniecznie muszą to być szafki. - Takie miejsce to może być półka, regał czy szuflada. To na pewno nie musi być wielka operacja finansowa i logistyczna - przekonuje urzędniczka. W projekcie rozporządzenia zapis nie jest specjalnie precyzyjny i brzmi "w pomieszczeniach szkoły lub placówki zapewnia się uczniom możliwość pozostawienia części podręczników i przyborów szkolnych". Jakiej części? Czy mają to być miejsca (np. szafki) zamykane czy nie? Kto ma sfinansować ich przygotowanie? I wreszcie kiedy tak naprawdę to rozporządzenie zacznie funkcjonować, kiedy na dwa tygodnie przed początkiem roku szkolnego tego nie wiadomo? Pytań jest wiele, a w ministerstwie twierdzą, że ta zmiana ma przede wszystkim odciążyć uczniów klas pierwszych szkół podstawowych. - Nie musi się to wiązać z zakupem nowych szafek - mówi Ewa Frąckowiak, rzeczniczka nadzorującego funkcjonowanie podstawówek ratusza. - Mogą to być półki lub inne wydzielone miejsca, gdzie dzieci będą mogły zostawiać swoje rzeczy. Część szkół już o to zadbała. Trudno teraz mówić o konkretnym koszcie operacji. Można jednak stwierdzić, że gmina zadba o to, by we wszystkich szkołach podstawowych dzieci miały wymagane warunki - zapowiada przedstawicielka magistratu. Rodzice, bez względu na tę całą biurokratyczną zawieruchę, pomysł popierają. - Zeszyty, podręczniki, jedzenie, picie - Agnieszka Oryl, matka Mateusza wylicza co jej synek nosi w tornistrze. Nic dziwnego, że to właśnie mama przez kilka lat odnosiła i zabierała go ze szkoły. - Szafki to świetny pomysł. I nie jest to tylko moje zdanie tylko większości rodziców, których znam - podsumowuje. Michał Wyszowski wyszowski@nww.pl