Jak poinformował Marek Rusin z prokuratury rejonowej w Świdnicy, ze wstępnej pisemnej opinii biegłego wynika, że w chwili wypadku autobus był sprawny. - Z opinii wynika, że układ kierowniczy i hamulcowy były sprawne, zaś stan ogumienia prawidłowy - powiedział prokurator. Świdnicka prokuratura prowadzi od piątku śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której obrażenia doznało wiele osób. Grozi za to do 8 lat więzienia. Rusin dodał, że wciąż nie udało się przesłuchać 60-letniego kierowcy. Mężczyzna jest w złym stanie i zostanie prawdopodobnie jeszcze w poniedziałek przewieziony ze świdnickiego szpitala, gdzie trafił tuż po wypadku, do szpitala we Wrocławiu. - Zebrane do tej pory dowody dają jednak podstawę do przedstawienia kierowcy zarzutu nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym - dodał Rusin. 60-letni mężczyzna jest kierowcą od 18. roku życia. Na razie nie wiadomo, dlaczego próbował wjechać pod wiadukt, pod którym nie mógł zmieścić się tak wysoki autokar. W świdnickim szpitalu przebywają nadal trzy osoby: kierowca, nauczyciel i nastoletni uczeń. Ten ostatni w wyniku wypadku doznał najpoważniejszych obrażeń. Nastolatek przeszedł tuż po wypadku operację brzucha i nadal przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej. Jak powiedział Jacek Domejko, dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego "Latawiec", uczeń wciąż jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. - Bezpośredniego zagrożenia dla jego życia nie ma, ale stan wciąż jest poważny - mówił dyrektor. Trzy inne ranne osoby leczone są w szpitalach we Wrocławiu i Wałbrzychu. W niedzielę świdnicki szpital opuściło ośmioro dzieci, które przebywały na oddziale chirurgicznym i pediatrycznym. Jak poinformował Stefan Augustyn, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Świdnicy, w związku z wypadkiem autobusu dokonano wewnętrznej analizy oznakowania rejonu ul. Śląskiej (ulica przy której doszło do wypadku). "Jednoznacznie stwierdzam, że przed wiaduktem, z jednej i z drugiej strony, zostały umieszczone znaki zakazujące wjazdu pojazdom powyżej 2,9 m. W związku z tym żaden wyższy pojazd nie miał prawa wjeżdżać w ulicę prowadzącą pod wiaduktem"- napisał w oświadczeniu rzecznik. Ponadto poinformował, że ustawienie znaków w odpowiedniej odległości sprawia, że kierowcy pojazdów wyższych niż 2,9 m mają możliwość zmiany trasy przejazdu bądź bezpiecznego zawrócenia pojazdu. "Ustawienie oznakowania bliżej wiaduktu nie pozwoliłoby na wykonanie bezpiecznego manewru. (...) Nawet wielokrotne powtórzenia znaków nie są gwarancją uniknięcia nieszczęśliwego zdarzenia" - czytamy w oświadczeniu. W piątek wysoki autobus uderzył w przęsło kolejowego wiaduktu. Bezpośrednio po wypadku do świdnickiego szpitala trafiło 35 osób. 14-letniego chłopca z obrażeniami czaszki śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportował do szpitala we Wrocławiu. Jak relacjonował świadek wypadku, wysoki jednopoziomowy autokar wbił się w prawidłowo oznakowany wiadukt. W wyniku uderzenia zdarte zostało ok. 10-metrów dachu. Część foteli została całkowicie zniszczona, przednia szyba wypadła.