Sprawa gigantycznych opłat za zajęcie pasa drogowego dotyczy największej inwestycji prowadzonej w całym regionie za unijne pieniądze w ramach tzw. ISPY. Budowa kanalizacji wymusiła rozkopanie dwóch ulic w Boguszowie-Gorcach: Kosynierów i Głowackiego. Początkowo inwestor, czyli Wałbrzyski Związek Wodociągów i Kanalizacji, miał zezwolenie na zajęcie jezdni i pobocza. Roboty jednak znacznie się przedłużyły, a Związek prowadził inwestycję w najlepsze, nie występując o kolejne pozwolenie przez wiele miesięcy. Sprawa wyszła na jaw po interpelacji jednego z opozycyjnych radnych, Marcela Chećki. Wersja starostwa Po naliczeniu opłat i wystawieniu stosownej decyzji dotyczącej ulicy Kosynierów, 28 grudnia 2009 roku wydział zarządzania drogami odebrał od doręczyciela tak zwane zwrotki, czyli dokumenty potwierdzające odebranie korespondencji. - Udało nam się skutecznie powiadomić wszystkie zainteresowane strony, łącznie z wyznaczonymi pełnomocnikami - tłumaczy Katarzyna Dyląg-Marcinkowska, rzeczniczka powiatu. Zgodnie z prawem, WZWiK miał 14 dni na odwołanie się od decyzji. Jak się jednak okazało, odwołanie wpłynęło do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Wałbrzychu dopiero 15 dnia (licząc od 28.12.2009). W powiecie byli więc przekonani, że decyzja się uprawomocniła, a SKO natychmiast odwołanie odrzuci. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Wersja związku Prezes zarządu WZWiK, Stefanos Ewangielu, przekonuje o nieskutecznym doręczeniu im decyzji. - Najpierw trzeba wyjaśnić sobie jedną rzecz: czy doręczenie przez starostwo było skuteczne. Pocztę doręczono 28 grudnia 2009 roku, kiedy biuro Związku nie pracowało. Pocztę odebrała osoba nieuprawniona do odbioru korespondencji. Nie mogliśmy przyjąć tej poczty 28, tylko 29 grudnia i tego dnia została zarejestrowana. Od tego dnia liczyliśmy 14 dni, czyli zmieściliśmy się w tym terminie. Jako przewodniczący zarządu ustanowiłem pełnomocnika WZWiK do sprawy kar za zajęcie pasa drogowego przy ul. Kosynierów - jest to pani Kamila Gądek. Pełnomocnik w ogóle nie dostał informacji na ten temat i zwrócił się już z wnioskiem o skuteczne dostarczenie decyzji jako pełnomocnikowi - tłumaczy Ewangielu. Czy i kto zapłaci 11 mln zł kary? Zarówno starosta, skarbnik jak i radca prawny powiatu są przekonani o tym, iż racja jest po ich stronie.- Zgodnie z prawem, nie ma znaczenia, który z pracowników Związku odebrał korespondencję. Dostarczono ją skutecznie pod wskazany przez WZWiK adres, co pracownik potwierdził podpisem i firmową pieczątką - tłumaczy Ewa Kwiatkowska, radca prawny starostwa. Potwierdzające to dokumenty starostwo trzyma w sejfie. I oczekuje na rozstrzygnięcie. Tymczasem szef związku postanowił działać dwutorowo i złożył także w SKO wniosek o przywrócenie terminu. Kolegium zaś zażądało od powiatu oryginałów dokumentów. Starostwo nie chce ich wydać, bo obawia się, że jeśli przepadną, straci 11 milionów. Pozostaje jeszcze jedna - najważniejsza dla mieszkańców powiatu - kwestia: kto ewentualnie zapłaci te 11 mln zł kary, jeśli się okaże, że starostwo ma rację? - W kontrakcie między WZWiK a wykonawcą jest to tak zapisane, że wszelkie opłaty administracyjne (w tym kary) ponosi wykonawca. Dlatego też WZWiK udziela wykonawcy pełnomocnictwa do uzyskiwania pozwoleń na zajęcie pasa drogowego. Jeśli terminy nie zostały przez wykonawcę dopilnowane i kara się należy, a decyzja stanie się prawomocna, to spadnie na wykonawcę - zapewnia Ewangielu. Magdalena Sośnicka-Dzwonek dzwonek@nww.pl