- Apele mediów podziałały i ludzie wybrali dojazd na cmentarze komunikacją miejską, zostawiając samochody w domu - mówił dziś po południu Włodzimierz Pusz, inspektor straży miejskiej. Strażnik w prawie każde listopadowe święto pracuje, dzięki czemu ma porównanie w stosunku do lat poprzednich. Jak mówi, takich spokojnych Wszystkich Świętych jeszcze nie widział. Podobnego zdania była policja, patrolująca teren przy cmentarzu na Osobowicach, która nie odnotowała do godz. 18.00 żadnego zgłoszenia. Pogotowie przyjechało tylko do kilku osób, które zasłabły na wrocławskich cmentarzach. Handel kwitł aż miło Dziś wszystkie markety były zamknięte, kwitł natomiast handel na nekropoliach. Na Osobowicach można się było zaopatrzyć w prawie wszystko: od orzeszków przez gofry, lizaki i cukrową watę do zapiekanek, gotowanej kukurydzy i tostów. - Ludzie kupują aż miło. Co prawda, więcej zarobi dziś moja córka, która ma lepiej usytuowane stoisko, bo tuż przy głównym wejściu cmentarza. U mnie ludzie rzadziej kupują, bo są w drodze na groby, a potem wracają już inną stroną - mówiła sprzedawczyni orzechów przy ul. Łużyckiej. Katolicy nie nawykli do jedzenia w trakcie odwiedzania grobów, co jest zwyczajem Romów. Na Osobowicach znajduje się kilkadziesiąt monumentalnych cygańskich grobowców. Na jednym z nich świętowała rodzina Kierpaczów. - Tu leży nasz dziadek i jego synowie - opowiadał Romancik, który na święto przyjechał do Wrocławia z Włoch, gdzie na co dzień mieszka. Na stołach nie brakowało ciast, wędliny i wina. Było też dosyć gwarno, co przyciągało wzrok ciekawskich. - Taka jest nasza tradycja, że przez wspólne świętowanie jednoczymy się z przodkami - podkreślał kuzyn Ricardo. Rodzina Kierpaczów zebrała się w licznym gronie. Byli kuzyni z Wrocławia, Zielonej Góry i słonecznej Italii. Jak widać, to co inne wcale nie musi być gorsze. Patrolujący osobowicki cmentarz policjanci zapewniali, że Cyganie świętują jak co roku, a Polacy odwiedzający groby swoich bliskich zdążyli się już do tej sytuacji przyzwyczaić. MW