Zespół wrocławskiego Teatru Polskiego rozpoczął protest po tym, jak w marcu wicemarszałek woj. dolnośląskiego Radosław Mołoń zapowiedział rozdzielenie funkcji dyrektora naczelnego od artystycznego. Dyrektorem naczelnym miałby być menadżer odpowiedzialny za finanse instytucji kultury, które podlegają Urzędowi Marszałkowskiemu. W pierwsze kolejności takie zmiany miały dotknąć Teatr Polski we Wrocławiu, Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy oraz Operę Wrocławską. Jak powiedział w środę podczas próby prasowej spektaklu dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, Krzysztof Mieszkowski, przedstawienie jest m.in. odpowiedzią na propozycję wicemarszałka. Zastanawiamy się nad miejscem ludzi kultury w przestrzeni społecznej. (...) Najbardziej obawiamy się tego, że w pewnym momencie zniknie to, co jest polską racją stanu, czyli teatr artystyczny, największy dorobek polskiej kultury po 1989 roku - tłumaczył dyrektor. Podkreślił, że propozycja wicemarszałka była dla zespołu wrocławskiego teatru zaskoczeniem. - Próbujemy rozmawiać i naszą odpowiedzią jest to przedstawienie - przekonywał Mieszkowski. Po zapowiedziach wicemarszałka, po każdym przedstawieniu aktorzy wrocławskiego teatru czytali oświadczenie, w którym informowali, że "teatrowi repertuarowemu grozi przekształcenie w scenę komercyjną". Później, po marcowych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, odczytywano ze sceny list-protest "Teatr nie jest produktem/Widz nie jest klientem", w którym aktorzy, reżyserzy, dyrektorzy teatrów podkreślali, że pierwszy raz od czasu stanu wojennego próbują mówić wspólnym głosem o sytuacji teatru i środowiska. Pod listem podpisało się wielu znanych artystów. Listu nie podpisała znana aktorka Joanna Szczepkowska, która w swoim liście "Dlaczego nie podpisałam" z końca marca napisała, że jest ostatnią osobą, której podoba się pomysł na traktowanie teatru jako komercyjnej przestrzeni. "Malarze jednak utrzymują się głównie dzięki prywatnym mecenatom koneserów sztuki, nie widzę powodów, dla których w teatrze nie może się znaleźć ktoś sprawczy, a jednocześnie znający się na teatrze" - pisała Szczepkowska. Wrocławskie przedstawienie, którego premiera odbędzie się w czwartek, jest kontynuacją protestu wrocławskiego zespołu. Tytuł został "zapożyczony" od wrocławskiego dziennikarza radiowego, który zapytał aktora czytającego protest po spektaklu: "Czy pan to będzie czytał na stałe?". Jak wyjaśnił reżyser spektaklu Michał Kmiecik, przedstawienie powstało na podstawie wypowiedzi aktorów, którzy komentują "zmiany i kondycję teatru w Polsce". - Do tego doszły listy i odezwy ludzi teatru. To wszystko zostało poddane delikatnej obróbce literackiej - mówił Kmiecik. Dodał, że w spektaklu aktorzy mówią "otwartym tekstem o ludziach, którzy chcą zrobić teatrowi krzywdę". - To są osoby publiczne, więc pojawiają się z imienia i nazwiska, ale nie są postaciami, które występują w sztuce - tłumaczył reżyser. Wrocławski zespół rozpoczął pracę nad przedstawieniem 3 kwietnia. - W miarę rozwoju sytuacji spektakl będzie się zmieniał - zapowiedział reżyser. Wicemarszałek Mołoń odpowiadając na falę protestów zapewnił, że nie chce ingerować w kulturę, lecz uporządkować finanse podległych mu placówek kultury w regionie. Pod koniec kwietnia dyrektorzy trzech dolnośląskich placówek mają przedstawić marszałkowi plan naprawczy instytucji kulturalnych, które niemal każdego roku przekraczają swój budżet. Według Mołonia Teatr Polski do końca lutego 2012 r. przekroczył swój budżet o prawie 1,5 mln zł. Mieszkowski pytany o pracę nad planem naprawczym, powiedział, że teatr takiego nie przygotowuje. - Powinniśmy się pochylić nad sposobem finansowania teatrów na Dolnym Śląsku i o tym będziemy rozmawiać. To nie ma nic wspólnego z planem naprawczym, bo kryteria finansowe, które proponuje się nam od lat, w chwili obecnej są nie do przyjęcia - oświadczył.