- Na tego psa czekałam kilkanaście lat - mówi Rachela Anna Formella, właścicielka. - Miała rodowód i wywodziła się z pierwszego miotu tej rasy w Polsce. Od ósmego tygodnia, czyli od momentu, gdy znalazła się w moim domu, była szkolona w zakresie podstaw posłuszeństwa oraz przygotowywana do profesjonalnych zawodów sportowych w frisbee i agility. Codziennie po kilka godzin ćwiczeń w domu lub na dworze. A teraz.... 28 sierpnia Vi była na seminarium, związanym ze szkoleniem sportowym. Pomimo młodego wieku był z niej obiecujący zawodnik. Dzień później "obserwowała" zawody, które odbywały się we Wrocławiu. Wieczorem zaczęła kaszleć, jednak nadal była pełna energii. Weterynarz podejrzewał zapalenie gardła. 30 sierpnia w południe zaczęła pluć krwią. Rentgen klatki wykazał wewnętrzne krwotoki - cała jama brzuszna i płuca były wypełnione krwią. Weterynarz robił co mógł, m.in. podawał witaminę K, która pomaga przy krzepliwości. Po powrocie do domu zwinęła się w kłębek. Hacker, drugi pies Racheli rasy Golden Retriever, nie odstępował jej na krok. O 20.30 zaczęła pojękiwać i mieć oddech agonalny. - Oczy miała jak u ślepego psa - mówi właścicielka. Jazda na granicy przepisów drogowych do kliniki niestety nic nie dała. Nastąpiła śmierć mózgu. Psa trzeba było uśpić. - To wszystko stało się nagle. Zupełnie się tego nie spodziewałam - mówi Rachela. - Nie otrząsnęłam się po tym, gdy okazało się, że zatruty jest również mój drugi pies. Zwierzęta cierpią inaczej niż człowiek. U Hackera objawem był zapach, a raczej smród, który wydzielał. Wewnętrzne krwotoki spowodowały, że pachniał on jak zdechły pies, takie martwe zwierzę, które znajdujemy po tygodniu leżenia na słońcu. Jego leczenie trwa już dwa tygodnie. Na szczęście ostatnie wyniki były dobre. Tylko w parku Tołpy Zatrucie mogło nastąpić tylko w parku Tołpy. - Moje psy biegały bez smyczy po torze przeszkód - wyjaśnia właścicielka. - Tam miały szansę się wyszaleć. Nie były puszczane luzem w parku. Mój golden nawet po kastracji miał dominujący charakter, więc bywał wobec innych psów delikatnie mówiąc niechętny. I choć jest on po szkoleniu, to wolałam nie narażać się na hipotetyczne nieprzyjemności. Inne psy, które ćwiczyły na torze przeszkód, są zdrowe. Poza tym podczas wydawania komend kontroluję, co robi pies, aby skorygować ewentualne błędy, więc nie mogły nic tam zjeść. Przez trzy dni chodziłam z nimi na spacery tylko po parku. W domu Vi jadła karmę dla szczeniaków, a Hacker - mięso, które kupowałam w sklepie. Do piwnicy nie miały dostępu. Kilka dni później po uśpieniu Vi Rachela znalazła opakowanie po trutce na szczury w krzakach przy ul. Wyszyńskiego. - Nawet trzymając psa na smyczy, mógł on, węsząc po zaroślach, spokojnie dostać się do trucizny. Gdybym o niej wiedziała, w życiu bym ich tutaj nie wyprowadzała - kontynuuje. - Najpopularniejsze trutki na szczury są w postaci ziarna lub kostki - informuje dr Ewa Kucharczak z katedry biochemii, farmakologii i toksykologii wydziału medycyny weterynaryjnej uniwersytetu przyrodniczego we Wrocławiu. - Objawy na początku nie są zauważalne. Mniej więcej po 48 godz. pojawiają się krwawe wymioty, blade błony śluzowe i ogólne wyczerpanie. Zwierzę wykrwawia się do wewnątrz, szczególnie do jamy brzusznej. Wysiada wątroba. Podajemy wtedy przede wszystkim witaminę K na poprawę funkcjonowania układu krwionośnego. Często bywa jednak za późno. Jeśli właściciel ma jakiekolwiek podejrzenia, że jego pupil zjadł coś podejrzanego, powinien udać się natychmiast do weterynarza. Dotarły już do nas sygnały otruć dotyczące wrocławskich psów, jednak jeszcze nie przeprowadzaliśmy sekcji żadnego z nich - kontynuuje. Ponury żart - Trutki rozłożono w okolicy ul. Krasińskiego, Dworca Głównego, fosy miejskiej, na Wyspie Słodowej i ogólnie na wyspach w okolicy skarp - wyjaśnił pracownik Zarządu Zieleni Miejskiej [dane do wiadomości redakcji]. - Tym razem nie poinformowano mieszkańców. Oznaczono jednak punkty, gdzie wyłożono truciznę. Po pytaniu o szczegóły oznaczenia, okazało się, że na opakowaniach z trutką było wyraźnie napisane, że jest to substancja śmiertelna. Żadnych plakatów ani informacji w mediach nie było. - Trutka na szczury powoduje niemożliwe do opisania męczarnie - wyjaśnia Patrycja Starosta, rzecznik prasowy Straży dla Zwierząt we Wrocławiu. - Jest to pierwszy taki przypadek we Wrocławiu. Prokuratura z urzędu wszczęła śledztwo w tej sprawie. Nie chodzi tylko o znęcanie się nad zwierzętami, lecz również o dobro zdrowia publicznego, gdyż kontakt z trutką miały dzieci i wszyscy użytkownicy parku. - Postępowanie w sprawie oznacza, że na razie nie podejrzanego - mówi Małgorzata Klaus, rzecznik prasowy prokuratury okręgowej we Wrocławiu. - Musimy również ustalić czy zostało popełnione przestępstwo. Śledztwo prowadzi komisariat Wrocław Śródmieście i prosimy, aby tam zgłaszali się wszyscy, którzy podejrzewają, że ich zwierzę zostało otrute w ciągu ostatniego miesiąca. A może nietolerancyjni sąsiedzi Nieodosobnione głosy na forach internetowych tj. "Na ch** tym blokersom te parszywe kundle??? Tylko śmierdzą i srają, sama radość! Ten temat zmotywował mnie do kupna wiatrówki... Człowiekowi można pawulon zapodać, ale kundlowi już nie? Świat oszalał!!! Pozdrawiam wszystkich ZASRANYCH miłośników kundli, ha ha" czy "Życie psa jest gówno warte!!! Kto tego nie rozumie powinien się leczyć!!! Bejzbolem w łeb i po sprawie!!!" powodują, że włos się jeży na głowie. - Często otrzymujemy sygnały, że ktoś chce komuś "zlikwidować" zwierzę - mówi Patrycja Starosta. - Mamy również zgłoszenia, że zwierzę zostało najprawdopodobniej otrute na posesji, należącej do jego właściciela. Najprawdopodobniej jest tutaj kluczowym słowem, gdyż trudno jest czasami orzec, co się dokładnie stało. Zależy to m.in. od postępowania właściciela i weterynarza. Za błędy lub złośliwość sąsiadów płacą najczęściej zwierzęta - dodaje. - Dlatego za każdym razem informujemy o tym, że jeśli pies szczeka po 22, to należy zaalarmować policję, która jest władna do pouczenia właściciela. W większości przypadków okazuje się, że pupil co prawda szczeka, ale dwa razy w ciągu dnia i nie po 22, gdyż przeszkadzałby domownikom. Odpowiedzialność to za mało? - Nie chodzę z psami do wydzielonej tylko dla ludzi części parku. Jest to polana rekreacyjna, gdzie zwierzęta nie mają wstępu - dodaje Rachela. - Wiem, że niektórzy ludzie mogą sobie nie życzyć ich towarzystwa. Psy spacerowały na smyczy. Sprzątałam po nich, bo przecież po to ustawione zostały kubły na odchody. Studiuję zootechnikę, interesuję się behawiorystyką zwierząt. W przyszłości chciałabym się zająć profesjonalnym szkoleniem psów sportowych i asystujących osobom niepełnosprawnym. Jestem odpowiedzialnym właścicielem zwierząt. Rozłożona we wrześniu trutka na szczury kosztowała życie pięciu psów, o wiele więcej jest w trakcie leczenia. Leczenie Hackera i Vi kosztowało ponad 1000 zł. A na ile wycenić miłość do braci mniejszych? Agata Wojciechowska