Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby w tle nie rozgrywał się konflikt między PKP i wrocławskim Muzeum Architektury. Według Bartłomieja Sarny, rzecznika prasowego Oddziału Gospodarowania Nieruchomościami PKP S.A. we Wrocławiu, to Muzeum miało pokryć koszty transportu słupa: - To nie nasza wina, że muzeum nie zebrało na czas środków finansowych. Prace na dworcu muszą być kontynuowane, tym bardziej, że na placu przed nim została już zdemontowana kostka i wykonawca przygotowuje się powoli do rozpoczęcia prac przy budowie podziemnego parkingu - powiedział. Dodał również, że słup został zdemontowany, rozłożony na części i przewieziony do magazynów PKP przy ul. Świstackiego, przy czym zaznaczył, że transport słupa w całości przy jego dużych rozmiarach wraz z bryłą fundamentową mógłby spowodować nieodwracalne uszkodzenia jego konstrukcji, a wręcz jego zniszczenie. - Nie można powiedzieć, że słup został zniszczony. Sposób jego demontażu był konsultowany ze specjalistami od konserwacji zabytków, a oni na pewno wiedzą, co robią. Zatem złożenie słupa z powrotem nie stanowi żadnego problemu - podkreślił Bartłomiej Sarna. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z punktu widzenia Muzeum Architektury. Zdaniem jego pracowników transport miał zostać opłacony przez PKP. - To PKP zwróciło się do nas z pytaniem, czy jesteśmy zainteresowani słupem i oczywiście byliśmy. Istnieją już tylko trzy takie słupy we Wrocławiu i mają duże znaczenie historyczne - powiedziała Jolanta Gromadzka z MA. Jak się dowiedzieliśmy, kosztorys transportu słupa opiewał na niebagatelną sumę 40 000 zł. Tak wysokie koszty tejże operacji wynikały przede wszystkim z rozmiaru i wagi słupa, wymagającego dużego dźwigu i niemałego samochodu. W pewnym momencie PKP wzięło sprawy w swoje ręce bez porozumienia z MA, po czym, zdaniem Jolanty Gromadzkiej, przez jakiś czas nie kontaktowało się z Muzeum. - PKP zapewnił nas, że zajmie się transportem, tylko "ustnie" i to był nasz błąd. Domyślamy się, że koszty przerosły oczekiwania PKP, ale przecież wystarczyło nam to zasygnalizować. Poszukalibyśmy tych pieniędzy. Wstępnie mieliśmy zająć się tylko konserwacją zabytku - dodaje Jolanta Gromadzka. Według niej pociętego słupa nie da się już poskładać. Da się go zrekonstruować, a to już nie to samo. Zresztą koszty rekonstrukcji byłyby prawdopodobnie wyższe od kosztów transportu. Nie wiadomo też, gdzie podziało się zwieńczenie słupa. W takich okolicznościach dla Muzeum przestaje mieć to sens. - Prawnie wszystko jest w porządku, bo słup nie był wpisany do rejestru zabytków. Niestety, względy ekonomiczne przeważyły nad troską o wrocławskie zabytki. Transport pociętego słupa na pewno był dużo niższy od zakładanego. Chcielibyśmy zwrócić uwagę wszystkich na fakt, że przy remoncie Dworca naprawdę trzeba być uważnym - podkreśla Jolanta Gromadzka. Łukasz Kubiak z firmy Budimex, wykonawcy prac na dworcu, jest zdziwiony zamieszaniem powstałym wokół słupa. Według niego Budimex nie jest stroną w tym sporze, wynajął tylko firmę konserwatorską do demontażu słupa, która zajęła się tym odpowiedzialnie i profesjonalnie. Ciekawe, co na to powiedziałby sam słup - gdyby umiał mówić. Być może już niedługo zbiorą się pod nim obrońcy słupa, by zapalić świeczki? Marta Gołębiowska