Czesław Matczak z Chojnowa od kilkunastu lat cierpiał na serce. W tym tygodniu miał we Wrocławiu przejść poważną operację. Jednak przed świętami poczuł się bardzo źle i trafił do szpitala w Legnicy na oddział kardiologiczny. Anna Matczak odwiedzała męża nawet po kilka razy dziennie i zauważyła, że staje się on coraz bardziej agresywny. W niedzielę dowiedziała się od lekarza, że mąż uderzył pielęgniarkę. Anna Matczak ani na moment nie uwierzyła w chorobę psychiczną męża. Dokładnie przeanalizowała wypis z legnickiego szpitala. Z dokumentu wynika, że mąż nie miał żadnych problemów z sercem. Lekarze wypisali jednak zestaw specyfików, jakie podali pacjentowi. Jednym z preparatów była promazyna. Zdaniem niezależnych lekarzy spoza legnickiego szpitala, tego specyfiku nie wolno podawać osobom z chorobą wieńcową, bo wówczas wywołana zostanie reakcja zupełnie odwrotna - pacjenci staną się agresywni. Anna Matczak na własne żądanie zabrała męża ze szpitala psychiatrycznego do domu. Po odstawieniu promazyny mąż odzyskał równowagę psychiczną. Mężczyzna uskarżał się jedynie na ból w okolicy serca - w obawie przed działaniem promazyny nie chciał jednak wracać do szpitala w Legnicy i czekał na operację we Wrocławiu. Nie doczekał. Zmarł we wtorek, o piątej rano, we własnym domu. Zdaniem lekarza pogotowia ratunkowego, przyczyną śmierci był zawał serca. Dariusz Dębicki, wicedyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, uważa, że jego pracownicy nie są winni i nie popełnili żadnego błędu wysyłając pacjenta z dolegliwościami serca do szpitala psychiatrycznego. Dyrektor twierdzi również, że podanie promazyny było wskazane. We wtorek po południu rodzina Czesława Matczaka zwróciła się do prokuratury z wnioskiem o wszczęcie postępowania wyjaśniającego. Prokurator ma 30 dni na podjęcie decyzji. Andrzej Andrzejewski