Ten dzień zaczął się dla realizatorów filmu wyjątkowo wcześnie. Już od szóstej rano byli bowiem bohaterami bezpośrednich relacji, które dla TVP1 realizowała ekipa śniadaniowego programu "Kawa czy herbata" (tydzień wcześniej plan filmu odwiedziła ekipa "Ulic kultury", programu publicystyki kulturalnej TVP2). Tym razem pochodząca z Legnicy Paulina Sitko w trakcie trzech wejść odpytywała kolejno reżysera Jacka Głomba, odtwórcę roli jednego z filmowych czołgistów Macieja Stuhra, by na koniec postawić przed kamerami artystycznego opiekuna filmu i odtwórcę roli czeskiego dróżnika Jiříego Menzla wraz z tłumaczką, odpowiedzialną za czeską część castingu Kingą Dębską. Pora na relacje z filmowego planu była jednak wyjątkowo nieszczęśliwa. W tym samym czasie w telewizyjnej dwójce polscy siatkarze walczyli o awans do olimpijskiej strefy medalowej z Włochami... Polowanie na filmowe gwiazdy Dwie godziny później na planie było już gęsto od kamer i fotoreporterów. Realizatorzy filmu nie przerwali jednak zdjęć, prosząc jedynie o zachowanie ciszy w trakcie kolejnych ujęć. Ku uciesze dziennikarzy kręcono jedną z finałowych scen filmu - pożegnania polskich czołgistów przez czeskich właścicieli i bywalców gospody "U Krtka", w ścianie której utkwiła pancerna "Biedroneczka", czołg T-34 uczestniczący w sierpniowej inwazji 1968 roku. Jednocześnie trwało dziennikarskie "polowanie" realizatorów i bohaterów filmu. Okazja była wyjątkowa, bo na planie było ich tego dnia wyjątkowo wielu. W Karpnikach pojawili się między innymi obaj producenci filmu: Włodzimierz Niderhaus, dyrektor warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych oraz jego czeski partner Rudolf Biermann, byli także obaj scenarzyści Jacek Kondracki i Robert Urbański. W komplecie obecna była czeska część filmowej obsady, m.in.: Jiří Menzel, Eva Holubova, Bolek Polivka, Rudolf Hrusinski, Jaroslav Dusek, Marta Issova, a także filmowi czołgiści: Bogdan Grzeszczak, Maciej Stuhr, Maciej Nawrocki i Przemysław Bluszcz. Historia z uśmiechem Wszyscy razem w komplecie pojawili się na popołudniowej konferencji prasowej, którą odbyła się na dziedzińcu remontowanego i zamkniętego dla intruzów zamku-pałacu w Karpnikach. Ku zaskoczeniu organizatorów pytań nie było zbyt wiele. Najwyraźniej już wcześniej dziennikarze znali odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące filmowej "Operacji Dunaj". Była zatem okazja do żartów... - Nie wiem czy historia o polskim czołgu, który zagubił się podczas interwencji w Czechosłowacji jest prawdziwa. Nawet jeśli jest tylko legendą, to wystarczająco barwną, by z niej skorzystać - objaśniał scenariuszowe założenia Jacek Kondracki. - Wojskowe archiwa nie były nam niezbędne - dodawał Robert Urbański. - Chcemy życzliwie wobec ludzi uśmiechnąć się do historii, tak jak robimy to w legnickim teatrze od wielu lat. A że Czesi mają świetne kino, to współpraca z nimi jest naprawdę czymś wyjątkowym. Tym bardziej, że nie znam żadnego filmu, w którym polsko-czeska współpraca produkcyjna miała taką skalę. Na planie filmu jesteśmy jedną drużyną, a ja... No cóż, jestem tu najwyżej druhem zastępowym. Proszę zatem jedynie, by nikt tu nie opowiadał fabuły filmu... - śmiał się reżyser Jacek.