Na ślad dziecka trafił detektyw Krzysztof Rutkowski. Sześciolatkę udało się uwolnić. Jej matka została zatrzymana przez policję. Odpowie za uprowadzenie. Dorota J., matka porwanego dziecka, usłyszała już zarzut uprowadzenia. Grozi jej do trzech lat więzienia. Na razie kobieta jest na wolności. Prokuratura zastosowała wobec niej dozór policyjny. Do porwania doszło ponad tydzień temu. Zemsta na byłym mężu Dziewczynką od kilku lat zajmuje się ojciec. Matka dziecka miała tylko zasądzone weekendowe widzenie, raz na dwa tygodnie. - Często było tak, że wcale z nich nie korzystała. Zmieniała adresy zamieszkania, a ja zawsze zawoziłem tam dziecko w umówionym czasie. Mojej byłej żony tam nie było, więc odjeżdżałem z Samantą z powrotem - opowiada pan Jacek. Kiedy w miniona sobotę odwoził córeczkę do Kamiennej Góry, nie spodziewał się, że jej wizyta skończy się tak dramatycznie. W mieszkaniu nie zastał jednak ani byłej żony, ani swojego dziecka. Od razu zgłosił się na policję. Ale nie był zadowolony z efektów jej działań. Zaczął szukać małej na własną rękę, aż w końcu na pomoc wezwał detektywa Rutkowskiego. Dlaczego kobieta zdecydowała się na tak desperacki krok? Detektyw podejrzewa, że zrobiła to z zazdrości, bo Samantą zaczęła zajmować się obecna partnerka byłego męża. - Mówi do niej "mamo" i podejrzewam, że to zirytowało Dorotę J. - spekuluje Rutkowski. Ojciec Samanty przekonuje, że na pewno kobieta nie zabrała małej z wielkiej matczynej miłości. - Nigdy nie okazywała jej uczuć. Dla mnie ona nie jest matką. Świadomie zostawiła swoje dzieci - mówi pan Jacek. Nie chce jej więcej widzieć Jego zdaniem była żona po raz drugi skrzywdziła 6-letnią córeczkę. Nie chce, by ponownie spotkała ją krzywda ze strony matki. Zapowiada, że będzie się starał o odebranie praw rodzicielskich kobiecie. - Bałbym się, że sytuacja może się powtórzyć - mówił dziennikarzom ojciec dziecka. Dziewczynkę odnaleziono dzięki informacjom w mediach. Po publikacjach na policję zgłosiły się osoby, które ujawniły, gdzie ukrywa się matka z dzieckiem. Ten okres mała Samanta bardzo źle wspomina. Prawie w ogóle nie wychodziła z mieszkania. Zdesperowana kobieta przefarbowała i obcięła jej włosy. Dziewczynka opowiadała, że rozjaśniająca farba bardzo piekła ją w skórę i prosiła mamę, żeby tego nie robiła. Dziewczynka nie rozumie, co się stało. Policja odnalazła je w miniony poniedziałek w jednym z mieszkań w Wałbrzychu. - Samanta opowiada, że wciąż pytała mamę kiedy ją zawiezie do taty. I wciąż słyszała, że później - relacjonuje pan Jacek. Podczas spotkania z dziennikarzami na krok nie ruszyła się z ramion taty. Była zmęczona i smutna. Kurczowo trzymała jego ręce. Tato załatwił już dla niej wizytę u psychologa. Chce ją wspierać w trudnych chwilach i zapewnić jej maksimum bezpieczeństwa. - To doskonały przykład nie tylko dla sądów w Wałbrzychu, ale w całej Polsce, że dziecko nie jest i nie musi być przypisane matce. To dowód, że ojciec może nie tylko dobrze, ale czasem lepiej od matki, zająć się dzieckiem - zauważył podczas konferencji prasowej Detektyw Rutkowski. Magdalena Sośnicka-Dzwonek dzwonek@nww.pl